Morskie Organy na promenadzie w Zadarze hipnotyzują kojącym dźwiękiem, czyniąc to małe miasteczko na Riwierze Dalmatyńskiej obowiązkowym punktem podróży po Chorwacji. Okiełznany żywioł stał się częścią dzieła sztuki za sprawą chorwackiego architekta.

Jak często w rozpędzonej codzienności mamy okazję wsłuchać się w gwiżdżący wiatr, albo zapatrzeć w sunące po niebie brzuchate obłoki? Trudno wysiedzieć w ciszy bez zerkania w telefon albo na zegarek, nieprawdaż? Całe szczęście, okoliczności urlopowe stwarzają możliwości “odłączenia”. Dziś zabieram was ponownie do chorwackiego Zadaru, jednego z moich ulubionych miasteczek, które obowiązkowo “zaliczam” podczas adriatyckich rejsów.

Koncert Morskich Organów

Słońce chyli się ku zachodowi i oświetla pomarańczowym światłem jasne mury starego Zadaru. Ludzie obsiadają ciepłe marmurowe stopnie łagodnie opadających do morza schodów. Każdy przeżywa to miłe zjawisko na swój ulubiony sposób. Miejscowa młodzież dzieli się kawałkami pizzy i popija wino z papierowej torby. Japońscy turyści preferują podgląd przez obiektywy aparatów albo wyświetlacze tabletów. Mnie udaje się zachować balans między szkiełkiem a okiem.

Siadam wygodnie na rozgrzanym kamieniu i cierpliwie wyczekuję momentu aż czerwona tarcza Słońca dotknie linii horyzontu. Nasłuchuję, czy woda zasyczy i zabulgocze, gdy gwiazda dotknie chłodnej wody. Na horyzoncie majaczy ciemny kontur wyspy Ugljan. Morze przybiera nierzeczywistą barwę: od ciemnego granatu, po błękit, biel, ciepłe czerwienie i pomarańcze. Ostatnie promienie Słońca ślizgają się po powierzchni morza tworząc świetlistą drogę. Zupełnie tak jakby tonąca gwiazda wyciągała swoje promieniste ramiona w naszym kierunku. Słoneczna ścieżka biegnie po wodzie i razem z falami znika w otworach organów. Morze marszczy się. Nadchodzi dyrygent – Posejdon – unosi batutę i podmuchem wiatru uruchamia orkiestrę popychając fale w otwory Morskich Organów. Zaczyna się koncert.

Jak to działa?

Instalacja przypomina marmurowe stopnie łagodnie schodzące do Adriatyku – przestrzeń gdzie granica między morzem a lądem zaciera się. Tuż nad poziomem wody znajduje się seria otworów wpustowych, którymi powietrze wędruje do 35 piszczałek organów i rezonujących jam. Każdy zestaw schodów posiada 5 piszczałek emitujących zestrojone ze sobą dźwięki. Na powierzchni promenady znajdują się otwory, którymi wydobywa się dźwięk.

Organy napędzane są wyłącznie siłą wiatru i fali Adriatyku. Dźwięki emitowane przez ten unikatowy instrument są przypadkowe i chaotyczne, ale brzmią wyjątkowo harmonijnie, przypominając klasyczny utwór muzyki eksperymentalnej. Dzieje się tak, dlatego, że organy zostały zaprojektowane w ten sposób aby te przypadkowe dźwięki były przyjemne dla ucha. Mnie osobiście kojarzy się z jednym utworem Arvo Part – My Heart’s in the Highland.

W 2006 roku Morskie Organy zostały nagrodzone w konkursie dla miejskiej przestrzeni publicznej – European Prize for Urban Public Space. Nagrodę uzasadnia harmonijna kompozycja doznań dźwiękowych i wizualnych. Wyeksponowane na zachód Organy stanowią idealne tło muzyczne do obserwacji zachodów Słońca. Doświadczenie można porównać do unikatowego performansu, gdzie w rolach głównych występują żywioły. Słońce stacza swój rydwan do morza, które sycząc i pieniąc wzburza się i faluje, napędzając Morskie Organy – wybaczcie, jeśli moja wyobraźnia zagalopowała zbyt daleko. Ale nie tylko mnie zaczarowały zadarskie wieczory.

Mistrz też docenił

Alfred Hitchcock tak opisuje swoje wrażenia z pobytu w Zadarze w maju 1964 roku:

Zadar cieszy się najpiękniejszymi zachodami słońca na świecie, piękniejszymi niż te obserwowane z Key West na Florydzie, oklaskiwane każdego wieczoru.

Z okna pokoju 204 nieistniejącego już Hotelu Zagrzeb, wielki mistrz suspensu usiłował uchwycić piękno wieczornej chwili swoim aparatem. Nota bene – o ile bogatsi jesteśmy dzięki temu, że dziś takie momenty możemy uchwycić w kolorze. Sami z resztą zobaczcie.

O Zadarze w skrócie

Zadar to najstarsze nieprzerwanie zamieszkane miasto w Chorwacji. Nieduże, kameralne, takie w sam raz, żeby spędzić kilka dni jako punkt wypadowy, albo zatrzymać się na jedną noc w marinie podczas żeglarskiego rejsu.

Historyczna część Zadaru mieści się na półwyspie oddzielonym wąskim klinem zatoki od nowego miasta. Potężne mury z piaskowca kryją prawdziwą perełkę – współczesne czynszówki nieco chaotycznie wymieszane ze śladami po Republice Weneckiej. Do miasta proponuję wejść od południowego zachodu – trzonu półwyspu (nie przez most ponad zatoką) piękną XVI-wieczną bramą “Kopnena vrata” z majestatycznym Lwem Św. Marka – symbolem Republiki Weneckiej. Następnie po schodkach w prawo i w dół schodzimy do przystani motorówek i łodzi, gdzie zaczyna, a może kończy się zadarska promenada. Wzdłuż nabrzeża warto przejść się o zachodzie słońca albo przebiec tuż nad ranem. Trasa z mariny i dookoła historycznych murów była moją ulubioną trasą biegową podczas tegorocznego szkolenia żeglarskiego. Natomiast wieczorne spacery do Organów dawały wytchnienie po intensywnym dniu nauki.