Na marokańskim wybrzeżu Atlantyku znajdują się jedne z najpiękniejszych plaż z dobrymi warunkami do konnych galopów – szerokie, puste, bez ryzyka, że wjedziemy komuś szarżą na parawan. Z lekko ubitym piaskiem, falującym oceanem i oświetlonymi zachodzącym słońcem klifami w tle. A zatem wio koniku!

Maroko: Jazda konna na plaży 06

Galop po plaży był na mojej liście rzeczy do zrobienia zanim zawinę się z ziemskiego padołu. Miałam przed oczami taki obraz: plaża, zachód Słońca, powiew wieczornej bryzy… i nagle wchodzę ja, cała na biało i dosiadam czarnego jak smoła fryzyjskiego rumaka, z rozwianymi włosami galopuję w zwolnionym tempie. Czarna grzywa unosi się i opada a spod kopyt tryska mokry piasek. I ta wizja prawie się spełniła. Prawie, bo po kilku godzinach w siodle nic nie jest białe. A fryzyjkie rumaki zamieniłam na berberyjskie araby. Co do scenerii zaś… Cóż, okazuje się, że zachodnie wybrzeże Maroka to raj nie tylko dla surferów. Amatorzy konnych wypraw również docenią szerokie piaszczyste plaże dla tej możliwości szalonego galopu. Ponadto trasę rajdu urozmaicają malownicze klify, wioski i arganowe gaje. Krajobraz jak w kalejdoskopie zmienia się z godziny na godzinę, a konie niecierpliwie drepczą, a gdy tylko przed ich oczami ukazują się bezkresne połacie żółtego piasku, same rwą się do galopu.

Nasza stajnia macierzysta Amadou Cheval leży skryta w nadmorskich zaroślach. Witają nas dwie znajdy, przyjazne psy, które nie odstępują nas na krok. Poznajemy konie, witamy się z rajdowym zespołem – kierowcą, kucharzem i trzema przewodnikami. Oczywiście w ramach marokańskiej gościnności popijamy miętową herbatą, z gracją i wprawą nalewaną z góry do małych szklaneczek. Dopiero następnego dnia przekonam się, że “Berber whisky” – jak napój nazywają Berberowie – po sześciu godzinach w siodle gasi pragnienie lepiej niż coca cola.

Wierzchowce, których dosiadamy to dzielne rajdowe konie lokalnej rasy – mieszanka araba i konia berberyjskiego. Rasa liczy sobie niemal 1000 lat i pierwotnie powstała w celach bojowych. Berberyjskie araby cechuje wytrzymałość, temperament koni czystej krwi arabskiej i siła konia berberyjskiego. W wyniku mieszanki wybuchowych genów konia na petardzie powstało zwierzę wszechstronne, dostosowane do warunków pustynnych, krzepkie i energiczne, o chodzie lekkim, płynnym i wygodnym. Nic dziwnego, że konie rasy berberyjsko-arabskiej cenione są na dworze rodziny królewskiej w Maroku.

Dzień w siodle

Trasa rajdu wiedzie na Północ od Agadiru, do wietrznego miasta As-Sawiry. Dziennie spędzamy około 6 godzin w siodle. Opiekuje się nami lokalny przewodnik Mohammed i jego dwóch pomocników – Adir i Hasan. Ten ostatni – daję słowo – urodził się chyba w siodle. Berberowie ujeżdżają konie w charakterystyczny, nieco nonszalancki sposób – trochę po kowbojsku, trochę po swojemu, na luzie ale z gracją, trzymając wodze krótko w dosiadzie fotelowym.

W południe zatrzymujemy się na popas. Konie odpoczywają w cieniu arganowych drzew, podskubując śladowe ilości wyschniętych traw, podczas gdy my zajadamy się przygotowanym przez kucharza lunchem. Odpoczywamy obok koni i delektujemy się chłodem zacienionych arganowych gajów albo spacerujemy dla rozprostowania zesztywniałych kończyn.

Zobacz film

Berberyjska karawana

Wieczorem docieramy na miejsce noclegu. Nasze bagaże przyjeżdżają tu wcześniej ciężarówką, wraz z paszą dla koni, wodą i namiotami. Wiecznie uśmiechnięty kucharz, Houssain, podśpiewuje pod nosem, krząta się po obozie i dogląda tajine. To jednocześnie nazwa potrawy i naczynia o stożkowatej pokrywce, w którym potrawa powstaje. Tradycyjnie tajine składa się z kaszy couscous, warzyw i mięsa.

Jakkolwiek wielką miłością do koni człowiek by nie pałał, to po 6 godzinach w siodle z wielką radością rozmasowuje obolały tyłek i siada do stołu, na którym zaraz ląduje Berber whisky, orzeszki i daktyle. Nie brakuje też takich wygód jak prysznic z wiaderka i toaleta turystyczna. Pełen luksus! Wieczorami nasi berberyjscy przyjaciele przywdziewają tradycyjne stroje i zamieniają się w boysband Berber Boys, ludowy zespół przygrywając przy ognisku. Rytmiczne melodie z bębnami, mandoliną i śpiewem Mohammeda porywają do tańca. Po takim zakończeniu dnia można już tylko przytulić głowę do poduszki i nasłuchiwać parskania uwiązanych opodal koni.

Dlaczego tak bardzo cenię poznawanie świata konno? Po prostu – z końskiego grzbietu widać więcej. Tempo rajdowe to przeważnie stęp i kłus. Aby nie obciążać koni galopy ograniczamy tylko do miejsc, w których chód ten jest bezpieczny zarówno dla konia jak i jeźdźca – na szerokich plażach, piaszczystych drogach. Jest więc mnóstwo czasu by rozglądać się dookoła, podziwiać widoki, czy wdać się w pogawędkę z towarzyszem rajdu. Ponadto trasa rajdu wiedzie poprzez rzadko uczęszczane drogi, małe osiedla ludzkie, gdzie poznać można Maroko autentyczne, dalekie od pocztówkowych wizji. Z siodła podglądamy życie zwykłych ludzi, witamy ich “salam alejkum”. Bywa, że biegną za nami gromady dzieci i z telefonami (takie czasy) nagrywają zastęp stępem przemierzający wioskę.

Kto zacz Lisowczycy? Czyli garść informacji praktycznych

To już moja druga wyprawa konna z Lisowczykami. Jest to biuro turystyczne pośredniczące w organizacji konnych rajdów niemal w każdym zakątku świata. Na miejscu zapewniają noclegi, posiłki, lokalnych przewodników oraz jeśli to możliwe, opiekę polskiego rezydenta. Nigdy nie korzystam z usług biur podróży, ale ze względów logistycznych robię wyjątek w przypadku niektórych rajdów konnych. O wcześniejszej wyprawie z Lisowczykami przeczytasz tu. Jeśli natomiast ciekawi Cię Maroko, a z koni preferujesz raczej te mechaniczne, poczytaj o naszej wyprawie na Saharę autem terenowym.