Nasze wspomnienia z podróży to nie tylko zapisane w pamięci wydarzenia, ale przede wszystkim rejestr wrażeń zmysłowych. Kiedy myślami sięgam do archiwum wspomnień, najpierw natrafiam na obrazy. Potem przychodzi reszta – ludzie, wydarzenia, i emocje. Zapewne wiecie, że barwy mają ogromny wpływ na nasz nastrój. W podróży dochodzi jeszcze kontekst kulturowy. Z okazji 7-lecia powstania bloga Kartka z Podróży przywołujemy nasze wspomnienia i nadajemy im kolorową etykietę.

1. Turkusowy – Majówka pod żaglami

Pod nami turkusowa głębia, a nad głową błękit niezmącony nawet jedną chmurą.

Wiatr nadymał żagle i targał włosy. Siedząc na rufie i beztrosko dyndając nogami, wodziłam wzrokiem za kilwaterem. To pienisty ślad, który łódka zostawia na wodzie. Morze na Chorwacji – szczególnie na płytkich akwenach – przybiera kolor turkusowy. Gdy wiatr zdycha, nie pozostaje już nic innego niż zrzucić żagle i zacumować jałbę w zacisznej zatoczce jednej z wysp rozrzuconych na Adriatyku. Nie trzeba nawet dobrze pływać – swobodnie, bez wysiłku unosimy się w morzu kołysani przez łagodne fale. Ponad nami błękit nieba niezmąconego nawet śladową ilością chmur, a pod nami turkusowa głębia.

Chorwacja jest od wielu lat turystyczną mekką dla Polaków. Tanio, blisko, swojsko. Tym, którzy na Chorwacji już byli, polecamy gorąco przygodę z żeglarstwem. Żeglując między chorwackimi wyspami, można trafić na prawdziwe perełki, których trudno szukać na zatłoczonych turystycznych deptakach. My, prócz turkusowej głębi odkryliśmy takie urokliwych miejsca jak wodospady na rzece Krka, albo hippisowską oazę na wyspie Hvar. Za Chorwacją tęsknimy nie tylko dla turkusowej wody. Uwielbiamy chorwacką kuchnię, wino oraz ludzi – Chorwaci to serdeczny naród.

2. Kobaltowy błękit – Khata na Gobi

Niebieska khata niesie do nieba modlitwy. Niebieski to kolor dominujący w stepowym krajobrazie. To w Mongolii kolor święty.

Monotonia pustynnego krajobrazu wyostrza zmysły. Tłukąc się wysłużonym UAZ-em już z daleka dostrzegamy kurchan. Obo (lub owoo), które mijamy na pustyni to przedziwna konstrukcję zbudowaną z części samochodowych, kamieni i szczątków zwierzęcych. Na czubku, między kozie poroże wetknięty khata (mong. khadag), niebieski szal ceremonialny używany w tybetańskim buddyzmie. Jedwabna tkanina wyróżnia się na tle popielatego krajobrazu i stalowo-szarego nieba.

Khata jest na ogół biała i tylko w Mongolii barwi się ją na kobaltowy błękit. Kolor symbolizuje niebo a jego sakralne znaczenie wywodzi się jeszcze z szamanizmu. Niebieski reprezentuje najwyższe pre-buddyjskie bóstwo Köke Möngke Tngri („Wieczne Niebieskie Niebo”). Powiązanie niebieskiego z cechami boskimi pojawia się też w kosmologii mongolskiej, według której lud stepowy jest spadkobiercami potomków szaro-niebieskiego wilka (borte chino) i białej łani (qo’ai maral). Reasumując, niebieski to kolor reprezentujący Mongolię i Mongołów. Znaczenie niebieskiego ma odzwierciedlenie w nazwie największego miasta południowych stepów zbudowanego w XVI wieku – Kökö Khoto (Niebieskie Miasto), które dziś pod nazwą Hohot pełni funkcję stolicy Mongolii Wewnętrznej (prowincja Chin).

Pan Dambee, nasz przewodnik, zatrzymuje auto i okrąża obo dokładając kamienie. W ten sposób składa ofiarę lokalnym duchom. Posłusznie drepczemy zanim i powtarzamy gest, nie chcemy przecież narazić się potężnym siłom, które ukształtowały ten majestatyczny i dziki krajobraz. Do dziś intensywny niebieski kolor przywołuje wspomnienie tego obcego nam rytuału i powiewającą na wietrze khatę.

3. Biały – Lodowce na Alasce

Alaska: the last frontier.

Po dwóch dniach wiosłowania w kajaku po fiordach Prince William Sound na południowej Alasce wpływamy do małej zatoczki. Przed nami ukazuje się pokaźne cielsko lodowca Blackstone, który wrzyna się w spokojne wody zatoki zamieszkałej przez przyjazne foki. Biel lodu drażni dno oka i nie pozwala na dłużej zawiesić wzroku. Po chwili odłamuje się spory fragment i z hukiem wpada do wody. Czujnie balansujemy w kajaku i ustawiamy się dziobem do zbliżającej się fali. Obryw odsłania błękitną powierzchnię krystalicznie czystego lodu, który z łatwością absorbuje światło o większej długości fali. Piękna i nietknięta przez człowieka przyroda. To dopiero przedsmak, tego co nas czeka w Parku Narodowym Denali.

Z Talkeetna wynajmujemy małą awionetkę Cessna 185, która do kół ma przymocowane szerokie płozy. Jakoś trzeba będzie wylądować na bocznym jęzorze lodowca Kahiltna. I mówimy tutaj o lodowcu przez duże L, bo jest największym na Alasce i liczy sobie ponad 70 kilometrów długości. Inaczej niż drogą lądową nie można się tam dostać. Z początku bujny las ustępuje rozległym połaciom skał, bloków i gruzu moreny czołowej. To przedsmak tego, że powoli zbliżamy się do najwyższych gór w tej części świata. W miarę jak lecimy materiał skalny przerzedza się i odkrywa nieregularne formy burego lodowca.

Mały jednopłatowiec wlatuje w dolinę między postrzępionymi łańcuchami górskimi. Podążamy naturalnie uformowanym terenem i skręcamy za lekko wysuniętą do przodu turnią. Dopiero teraz ukazuje się przed oczami lodowiec Kahiltna w całej okazałości. Najpierw szary, skryty pod warstwami żwiru i okruchów, potem posiekany w poprzek błękitnymi szczelinami, na koniec równo pokryty białym śniegiem. To znak, że zbliżamy się do miejsca lądowania. W oddali między chmurami kryje się Denali. Niezależnie od pory roku tutaj zawsze jest biało. To właśnie Alaska.

Czytaj więcej: Wyprawa na Denali.

4. Szmaragdowa zieleń – Kea na Avalanche Peak

Ten przepięknie upierzony ptaszek to alpejska papuga, która by przetrwać w zimnych górach, pozostawia turystów z bosymi stopami.

Powyżej piętra alpejskiego w Alpach Południowych na Nowej Zelandii żyje unikatowa na skalę światową papużka kea. Upierzenie ptaka mieni się wszystkimi odcieniami zieleni – od szmaragdowego po złocisto oliwkowy – w ostrym świetle południowej hemisfery kolory wydają się bardziej wyraziste i mocniej nasycone niż na północy. Kea jest jedyną papugą występującą w piętrze alpejskim. Słynie ze swojej inteligencji i ciekawości – cech przydatnych by przetrwać w trudnych górskich warunkach. Psotna natura kei czyni ją szkodnikiem dla lokalsów i atrakcją dla turystów. Ten niewinny z pozoru ptaszek specjalizuje się w podkradaniu porzuconych drobiazgów lub wydziobywaniu uszczelek z okien samochodów. Zanotowano nawet przypadek kradzieży paszportu w Fiordland National Park!

Papugę kea osobiście spotkaliśmy podczas kilkudniowej wędrówki dolinami Alp Południowych. Ptaszek upatrzył sobie suszące się na słońcu skarpetki Łukasza. Najwyraźniej musiała nosić ten sam rozmiar, bo uparcie dążyła do zgarnięcia ich z drewnianej ławki nieopodal chatki. Zrobienie zdjęcia tego unikatowego stworzenia i jednocześnie ochrona własnego mienia stanowiły wyzwanie.

5. Pomarańczowy – Zachód słońca nad Playa Bonita

Słońce chyli się ku zachodowi, a butelka rumu Brugal przechyla się nad szklanką santo libre.

Wąski kawałek plaży, który ciągnie się przez kilometry, idealnie komponuje się z porośniętym palmami nabrzeżem. Zabieramy ulubioną książkę, butelkę leżakowanego w beczkach dominikańskiego rumu Burgal i rozkładamy się między palmami na trawniku. Szum morza oraz powiewy wiatru odliczają leniwie płynący czas. Tylko spadające z hukiem kokosy z wysokości kilkudziesięciu metrów, mknące po promenadzie motoconcho lub zbiegłe pobliskiej hacjendy caballo, stukające podkowami o przysypany piaskiem przez wiatr psotnik chodnik, przerywają beztroski błogostan.

Słońce powoli chyli się ku zachodowi. Lazurowe morze ciemnieje i przechodzi przez wszystkie odcienie granatu, żeby stać się czarną i bezkresną tonią. Pomarańczowe płomienie rozlewają się nad całą okolicą, plaże pokrywają się głębokimi cieniami. Krabik piaskowy (łac. ocypode quadrata, ang. atlantic ghost crab) staje się coraz bardziej aktywny i wyłania się spod piasku, który chronił go za dnia przed spiekotą słońca. Zamaszystymi ruchami szczypców odrzuca piach, który zebrał się przez cały dzień przy wejściu do jamki. Między samcami na plaży rozpoczyna się zażarta batalia o dominację nad krabim światem.

Patrycja Skłodowska w Indiach.

6. Czerwień – Indie

Czerwień ślubnego saree panny młodej symbolizuje czystość.

Kolor czerwony w naszej kulturze przede wszystkim kojarzy się z miłością i pożądaniem. W Indiach symbolizuje czystość, dlatego jest kolorem ślubnego saree panny młodej. Symbolizuje również jedność pary młodych. Po ceremonii głównej młody związany czerwoną dupattą (szalem) ze swoją wybranką odwiedza wszystkie ważne bóstwa w wiosce, do której sprowadził żonę. Czerwony barwnik nałożony na przedziałek pośrodku głowy kobiety oznacza status mężatki (tikka). Z okazji świąt i ważnych uroczystości zamiast czerwonego znaku kobiety noszą tikkę wykonaną ze złota, stanowiącą element biżuterii dopasowanej do całości stroju.

Czerwień przypomina mi również o bindi – znaku na czole. Bindi zakrywa to miejsce, gdzie znajduje się szósta czakra – ukryta mądrość. Czerwone bindi symbolizuje czystość w odniesieniu do myśli, intencji i postawy życiowej. Intelekt wzmocniony za pomocą tego znaku pomaga kierować się dobrem i podejmować właściwe decyzje, dodaje odwagi i wspiera w trudnych wyzwaniach. Silna jednostka, to silna rodzina, z której uformowane jest całe społeczeństwo. Czerwień bindi symbolizuje miłość, honor i dobrobyt, stąd noszenie go reprezentuje te właśnie wartości.

Czytaj więcej: Tradycyjny hinduski ślub.

7. Czarny – Niebo nad Saharą

Cisza i ciemność zdawały się wisieć tuż nad głową, były jednocześnie namacalne i odległe.

Było już zupełnie ciemno, kiedy wjechaliśmy do oazy Zaouia Sidi Abt en Nebt – niewielkiej osady położonej na szlaku między Foum Zguid a Mhamid. Prowadzenie auta na pustyni po zmroku było nie lada wyzwaniem. Doły i sterczące kamienie w ostrym świetle reflektorów przypominały płaską scenografię. Zatrzymaliśmy się na wzgórzu przed opustoszałym domem. Riad to tradycyjny dom marokański z podwórzem wewnątrz czworoboku. Aziz, nasz gospodarz, szybko rozpalił ognisko. W domu nie było elektryczności, ani ogrzewania. Ogień i ciepłe dżelaby były jedyną ochroną przed zimnem.

Zimny pustynny wiatr wdzierał się przez drewniane wrota, targał płomieniami aż w niebo strzelały strumienie iskier. Ogrzewaliśmy się przy ogniu i patrzyliśmy w niebo szukając rozpoznawalnych gwiazdozbiorów. W końcu czarna noc pochłonęła żółtą łunę na zachodzie i odsłoniła Drogę Mleczną. Nigdy nie widziałam na niebie tylu gwiazd. Cisza i ciemność zdawały się wisieć tuż nad głową, były jednocześnie namacalne i odległe.

Sen przychodzi łatwo w miejscach oddalonych od trosk i bez zasięgu telefonów. W prostym, ascetycznym wnętrzu wyspaliśmy się jak w najlepszym hotelu. Odcięci od świata witaliśmy ranek na wydmach z fascynacją śledząc uciekające cienie między krzywiznami wydm. Po nocy na pustyni zostały tylko lekko opuchnięte powieki i pachnące dymem ubrania. I obraz Drogi Mlecznej na czarnym smolistym niebie.

Czytaj więcej: Wyprawa Maroko 4×4.