Dominikana – ¡5 miejsc, które warto odwiedzić!

Ucieczka od zimna – Już nie wystarczy, że przytulasz się do kaloryfera i nosisz dwie pary rękawiczek. Po raz który w sezonie jesienno-zimowym budzisz się z zawalonymi zatokami i tracisz głos? To czas, żeby przetrzepać kieszenie w poszukiwaniu podróżnych zaskórniaków. Rozbijamy świnkę skarbonkę i wodząc palcem po mapie zatrzymujemy się na Karaibach.

Dominikana wabi nas piaszczystymi plażami, kolorem morza i temperaturą dużo powyżej naszych oczekiwań. Tanim czarterem upchani w biedalocie do Punta Cana przenosimy się w świat wolny od zimna. Szybko uciekamy z kurortu, do którego latają niemal wszystkie loty z Europy. Zostawiamy tę Juratę Karaibów i jedziemy w głąb wyspy. Oto nasz subiektywny przewodnik po wyspie Słońca.

1. Nurkowanie w okolicach Playa Bayahibe

Zaledwie 60 km na południowy zachód od Punta Cana położona jest mekka nurków. Dno Morza Karaibskiego kryje w tym miejscu wraki zatopionych statków oraz przeróżne stwory, o jakie trudno w nawet najlepszym oceanarium. W 1724 hiszpański galeon Nuestra Señora de Guadalupe podążał z Europy do Veracruz w Meksyku transportując na pokładzie rtęć, która była przeznaczona do wydobycia złota i srebra z meksykańskich kopalni. Kiedy wyruszał z portu w Cádiz nikt się nie spodziewał, że wpadnie na rafę koralową u wybrzeży Dominikany i spocznie na dnie nieopodal Bayahibe. Pozostałości statku takie jak działa, kotwice aktualnie stanowią część podwodnego muzeum. Nieopodal wybrzeża  na głębokości około dziewięciu metrów znajduje się także współcześnie zatopiony statek Atlantic Princess, który aktualnie stanowi nierozłączny element morskiego ekosystemu, gdzie schronienie w przerdzewiałym na wylot kadłubie znajduje między innymi błazenek (ang. clownfish), którego każde dziecko zna z bajki Gdzie jest Nemo (ang. Finding Nemo). W samym miasteczku czuć powiew egzotyki. Miejscowi gromadzą się na placu w centrum i kołyszą się w rytm latynoskiej muzyki. Z głośników naszego auta wtóruje im Romeo Santos, amerykański muzyk o portorykańskich i dominikańskich korzeniach. Dalej na zachód od Playa Bayahibe czeka nas absurdalna dla Europejczyka „atrakcja” turystyczna – wiernie odtworzone włoskie miasteczko renesansowe – Altos de Chavon La Romana – oraz zamknięte osiedle dla… amerykańskich celebrytów, na teren którego wjechać można za opłatą! Omijamy ten luksus.

2. Leżakowanie na Playa Macao

Co odróżnia plażę Macao od typowych kurortów jak Punta Cana? Tu życie społeczności lokalnej harmonijne współgra z nienachalną turystyką. Wczesnym rankiem, tuż po wschodzie słońca rybacy wypływają w morze swoimi łodziami łupinkami. Całkiem niedaleko, na drugim krańcu plaży surferzy wyciągają na piasek bielejące w słońcu deski. Wzdłuż plaży ukryte w palmowym gaju przycupnięte drewniane chatki – smażalnie ryb i bary oferują popularny drink dominikański – santo libre (napój sprite z rumem, mnóstwo pokruszonego lodu i świeża limonka). Tuż przy wjeździe wyrosła maleńka wioska surferów – niedbale zbite z desek domki-szałasy przyciągają w to miejsce hipsterów z całego świata.

Plaża Macao położona nieopodal miasteczka El Macao jest w bliskim zasięgu Punta Cana. Dojeżdżamy tam el motoconcho – popularną „taksówką” motorową. Wsiadamy we troje na malutki motorek i pomykamy do maleńkiego raju na północny zachód od Punta Cana. Mijamy El Macao, gdzie życie toczy się wolniutko w upalnym skwarze. Piasek parzy w stopy, kiedy zasiadamy z naszej „taksówki”. Oddajemy się błogiemu lenistwu okupując dwa leżaki położone w cieniu palm i parasoli. Na przemian dryfujemy na powierzchni ciepłego morza i schniemy na słońcu. W cieniu naszych leżaków wylegują się miejscowe psiaki. Naszą uwagę przyciągają rybacy wyciągający łodzie na brzeg. Ich połów to istne skarby morza, ryby o kolorach godnych rybek akwariowych, które niebawem trafiają na ruszt a stamtąd na nasze talerze. Zajadamy się owocami morza i smażonymi plastrami plantanów – tostones – a w tle turkusowe fale liżą brzeg spiętrzając się w przyboju i szumiąc jednostajnie. O kuchni dominikańskiej czytaj więcej tu.

3. Bayaguana

Korzystając z przywileju cywilizacji na czterech kółkach zostawiamy daleko w tyle tętniące turystycznym rytmem kurorty i w kurzu nieutwardzonych dróg mkniemy w głąb wyspy. Mijamy wioski, o których rozpłaszczeni plażowicze nie wiedzą, lub nie chcą wiedzieć. Im bliżej do granicy z Haiti, im głębiej zapuszczamy się w interior, tym bardziej czuć prostotę i folklor, autentyczne życie Dominikańczyków. Na poboczu wyrasta nagle drewniana zabudowa z kolorowymi fasadami. Bose dzieciaki biegają po ulicy. Mężczyźni przesiadują na plastikowych krzesłach przed restauracją. Smażony kurczak, ryż i czerwona fasola – la bandera – to podstawowe danie serwowane przez każdy niemal punkt gastronomiczny w tym regionie. Życie tutaj toczy się niespiesznie.

4. Salto del Limón

Widok jak z reklamy szamponu do włosów ukazuje się naszym oczom, kiedy po wędrówce przez las tropikalny dochodzimy do istnej perełki Dominikany – wodospadu Salto del Limón. Jest to nie tylko atrakcja dla przybyszów z za wielkiej wody, ale również miejsce zabaw dla lokalnych nastolatków. Skąpo odziane dziewczęta, i roznegliżowani chłopcy – niemal nago ale jednak w gumiakach – popisują się w akrobatycznych skokach ze skały prosto w maleńki zbiornik wodny poniżej wodospadu. Nie trzeba być hydrologiem, aby zrozumieć, że silny strumień wodospadu wyżłobił w skale głęboki akwen i skoki z wysokości nie niosą raczej zagrożenia kalectwa w skutek złamania karku. Ubranie klei się do ciała i trudno ocenić, czy strugi deszczu, czy bryza wodospadu sprawiają, że jesteśmy mokrzy do ostatniej nitki odzienia. Miejscowi wiedzą, że Salto del Limón to istna świnka skarbonka. Na wygodnickich czekają oferty „podwózki” konnej niemal do samego wodospadu. Dla nieco bardziej odważnych, którzy ignorują wszelkie ostrzeżenia o „uzbrojonych banditos” lub też bezpośredni szantaż dotyczący szkód w pozostawionym na poboczu aucie (nasze osobiste doświadczenie), wędrówka przez tropikalny las może dostarczyć mnóstwa frajdy, pod warunkiem, że nie straszne nam ubłocić się po kostki oraz wypocić siódme poty pnąc się kamienistą ścieżką pod górę w trwającym niespełna godzinę marszu. Salto del Limón polecamy odwiedzić w późnych godzinach popołudniowych, tj. między 16 – 17. Wszelkie historie o napadach zbrojnych należy włożyć między bajki. Miejscowi, z wyjątkiem turystycznych „naganiaczy”, są bardzo przyjaźnie nastawieni do „intruzów”. Mnie wielokrotnie zaczepiano i zapraszano do wspólnej biesiady nad rzeką, gdzie nad paleniskiem w żeliwnym kociołku bulgotała wesoło zupa rybna.

5. Playa Rincon

Myślisz sobie, że te zdjęcia plaż z bielutkim jak śnieg piaskiem i wodami o kolorze turkusu to przegięcie grafika. Lepszy Bałtyk i ten swojski kebab, gofr i parawan. Lepszy, bo swój. Lepsza Tajlandia, bo znajomi byli i opowiadali, że fajnie. Tymczasem Playa Rincon, uważana za jedną z najpiękniejszych plaż na świecie, to naprawdę istny raj, nawet dla takich plażowych abnegatów jak my, bo swoim pięknem i dzikością oferuje znacznie więcej niż wszystkie agencje turystyczne zebrane do kupy. Dużą zaletą położenia plaży jest to, że aby do niej dojechać mijamy wioski i wioseczki tętniące swym własnym rytmem. Nie da się dotrzeć w klapkach, w okolicy nie ma hoteli, nikt rano nie oczyszcza plaży z naniesionych przez fale wodorostów, brakuje leżaków oraz parasoli, jedyny cień rzucają szerokie liście palmowe – dzikość natury w dziewiczym jestestwie.

6. Playa Bonita

Kiedy przyjeżdżamy pod strzechę hoteliku na plaży, miejsce świeci pustkami. Po kilkunastu minutach pojawia się mężczyzna i nieśpiesznie melduje nas w puściuteńkiej wielkiej willi krytej strzechą z liści palmowych. Wąski kawałek plaży, który ciągnie się przez kilometry, idealnie komponuje się ze stylowymi hotelikami i restauracjami. Zabieramy ulubioną książkę, butelkę leżakowanego w beczkach dominikańskiego rumu Burgal i rozkładamy się między palmami na trawniku. Szum morza oraz powiewy wiatru odliczają leniwie płynący czas. Tylko spadające z hukiem kokosy z wysokości kilkudziesięciu metrów, mknące po promenadzie motoconcho lub zbiegłe pobliskiej hacjendy caballo, stukające podkowami o przysypany piaskiem przez wiatr psotnik chodnik, przerywają beztroski błogostan.

Komentarze

4 odpowiedzi

  1. W dużej mierze tak właśnie jest. Dominikana to urocze miejsce, tylko trzeba ruszyć się i opuścić kurorty turystyczne. Bywają i tacy urlopowicze, którzy nawet nosa nie wychylą poza hotel z dużą liczbą gwiazdek, bo śniadanie, obiad, kolacja, drinki, ręczniki, leżaki, palmy i nawet plaża są na wyposażeniu kompleksu wczasowego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *