Są takie miejsca w Polsce, które darzę szczególnym sentymentem – pewnie jak każdy z was. Pierwsze wakacje bez rodziców, kolonie letnie, a może wakacyjna miłość? Do Jury pojechałam raz, a potem już tam tylko wracałam. Najpierw z Łukaszem, żeby ponownie przemierzyć na dwóch kółkach Szlak Orlich Gniazd, a potem w odwiedziny do pana Jana – anielskiego twórcy z Olsztyna, u którego znajduje się największa ruchoma szopka w okolicy.

Ruchoma szopka w Mieście Aniołów
Anielska galeria w jednym z olsztyńskich podwórek.

Wyrzeźbione królestwo

Furtka na podwórze galerii jest zamknięta, więc trzeba czekać na gospodarza, który przyjaźnie zagaduje i rozpoczyna rytuał zwiedzania. Trzeba wiedzieć, że Pan Jan do swojego anielskiego świata wpuszcza tylko znajomych, czyli każdego, kto poprosi o wejście.
Ja Pana znam, bo byłam tu 6 lat temu, Pan może nie pamiętać, ale ja owszem. Czy taka znajomość się liczy? – pytam i śmieję się od ucha do ucha, bo wiem, że pan Jan kokietuje tak każdego gościa. Pan Jan otwiera drewnianą furtkę i zaprasza do swojego rzeźbionego królestwa, gdzie od progu witają anioły. Na podwórzu w pozornym nieładzie stoją duże drewniane posągi. Artysta o każdym z nich może opowiadać godzinami, bo wszystko co wychodzi spod jego dłuta wiąże się z historią.

Jest tu zadumany ale o pogodnym obliczu św. Idzi, który usiadł na chwilę w pniu lipy. Drzewo rosło obok kościoła parafialnego w Olsztynie i było pomnikiem przyrody. Pan Jan wyjaśnia, że dawniej kościoły celowo obsadzano drzewami, aby chronić budynek przed uderzeniem pioruna. Stare i spróchniałe pnie drzew to z kolei autentyczna kryjówka polskich pustelników.
Do świętego Idziego można modlić się o wszystko. To taki łaskawy święty. Wysłucha każdego. – wyjaśnia pan Jan. Patrzy na mnie i Łukasza i dodaje jeszcze, że św. Idzi jest szczególnie przychylny młodym małżeństwom, zwłaszcza jeśli swoje modły zanoszą w intencji powiększenia rodziny.

Kult świętego Idziego rozpowszechnił się w piastowskiej Polsce. Liczne bezdzietne małżeństwa proszą o wstawiennictwo u świętego Idziego.

Dalej w głębi podwórza leży nadgryziona dłutem topola, w której pan Jan rzeźbi postać Kacpra Karlińskiego z synem. Artysta opowiada jego tragiczną historię w zaaranżowanym lochu Macieja Borkowicza, gdzie umieścił makietę obrony Olsztyna. Kacper Karliński był starostą olsztyńskim, który zasłużył się ojczyźnie obroną miasta przed habsburskim najeźdźcą – pretendentem do tronu Królestwa Polskiego po zmarłym Stefanie Batorym. Niezłomność Karlińskiego w negocjacjach, aby ten oddał zamek w zamian za obiecane stanowisko senatora, popchnęło Maksymiliana Habsburga do okrutnego podstępu. Porwał on sześcioletniego syna starosty i użył go jako żywej tarczy, przywiązując dziecięce ciałko do armaty, którą zamierzano użyć do sforsowania bramy. Karliński miał ponoć sam odpalić działo niszczące podstawioną armatę z jego jedynym żyjącym synem. Zamek udało się utrzymać, a podłego Maksymiliana schwytano później i osądzono. Sam Karliński po stracie syna, a w wkrótce potem małżonki załamanej tragicznym wydarzeniem, udał się do klasztoru, gdzie umarł ze zgryzoty po dwóch latach.

Ruchoma szopka

Pan Jan Wiewiór to chodząca skarbnica wiedzy o regionie, ale  swoją pasję rzeźbienia w drewnie poświęcił głównie aniołom. Bo Olsztyn to miasto aniołów a tradycja ta ma swoją genezę w Bractwie Aniołów Stróżów utworzonym przez jasnogórskich paulinów. Małe olsztyńskie anioły wiszą u sufitu w sieni galerii, unoszą się w rzędzie jeden obok drugiego albo czekają grzecznie w pudełku po whisky wciśniętym pod regałem. W ostatniej izbie drewnianej chaty stoi słynna ruchoma szopka, jedna z największych w Europie. Zawiłe mechanizmy ukryte pod konstrukcją szopki wyznaczają rytm życia drewnianych bohaterów. Wszystko w tym mikro świecie ma swój ład i porządek. Stoję zahipnotyzowana tym życiem i przyglądam się wiejskim weselnikom. Uwagę przykuwa skromna brodata postać, która w asyście anioła wykonuje pracę rzeźbiarza. To autor szopki.

Pan Jan był dawniej portrecistą. Nie zdradził mi jak i kiedy natchnęły go anioły. Mogę się tylko domyślać, że to spotkanie zaważyło o jego życiu. Bo pan Jan jest dzisiaj osobą cenioną, a niezwykłą galerię odwiedzali dziennikarze i wpływowi ludzie.

Gdy galeria pustoszeje, dialog z panem Janem toczy się nie tylko na temat sztuki. Rozmawiamy o emigracji, o możliwościach, o przeszłości, o troskach i radości. Kucam w progu i słucham opowieści tego życzliwego i pogodnego człowieka. Mogłabym przesiadywać tu godzinami i gapić się w kolorowe pająki zawieszone u sufitu jednej z izb. I na kolorowe kwiaty z bibuły autorstwa przeróżnych artystów ludowych, których pan Jan promuje w swojej galerii. Z każdego kąta patrzą na nas anioły i nieruchome oczy Matek Boskich – tej Częstochowskiej i tej z Kłodzka, gdzie artysta się urodził.

Legendy jak to legendy

Jest Niedziela Palmowa, więc nie tylko ja odwiedzam galerię pana Jana. Nowi goście z fascynacją przysłuchują się opowieściom gospodarza, który jest chodzącą skarbnicą wiedzy o regionie. Zna legendy i mrożące krew w żyłach opowieści, chociażby tę o obronie Olsztyna; o Annie, co diabła nie chciała; a także o Macieju Borkowiczu, który za swe buntownicze uczynki skonał w głodowej wieży.
Legendy jak to legendy – z czasem obrastają w magię, ale niosą mnóstwo prawd życiowych, całkiem aktualnych także dzisiaj.

Otóż przykładowo, niewiasty nie powinny samotnie oddalać się od siedzib ludzkich po zmroku, bo mogłyby spotkać diabła zwanego Lisakiem. Lisak owszem istniał, ale diabłem był tylko w świadomości mieszkańców okolicy. Pan Jan wyjaśnia, że prawdopodobnie za postacią Lisaka krył się upośledzony mężczyzna, który wstydząc się swojej odmienności na świat wychodził tylko po zmroku. Trudno powiedzieć, czy to ten sam Lisak uwiódł nieszczęsną Annę, która w rozpaczy i bezradności rzuciła się z murów olsztyńskiego zamku. Prawdopodobnie nie, bo adorator był przystojny i czarujący, na tyle, aby zdobyć ufność ojca dziewczyny. Nalegając na zamążpójście córki nie chciał nawet słyszeć o jej wątpliwościach i podejrzeniach. Ot, znowu się chce wymigać od małżeństwa. Anna, zadeklarowana singielka wolała zakończyć życie, niż dzielić je z kimś, kto ma podejrzaną przeszłość 😉 To byłoby na tyle z wątków matrymonialnych.

Jest też wątek polityczno-kryminalny nawiązujący do systemu penitencjarnego z końca średniowiecza, a dotyczy wspomnianego Macieja Borkowica, herbu Napiwon. Maciej był starostą wielkopolskim i typowym sarmatą awanturnikiem. Stał na czele konfederacji wielkopolskiej a także knuł przeciwko królowi. Gdy miarka się przebrała, został skazany i osadzony w lochach wieży zamku olsztyńskiego. Osoby o takim statusie społecznym nie można było jednak zgładzić, toteż trzeba było zinterpretować prawo na niekorzyść skazańca. Maćkowi podawano do jedzenia siano i wodę. W ten oto przebiegły sposób ukarano buntownika, bo Maćko sam na sobie dokonał wyroku, odmawiając przyjmowania strawy. Niejeden prawnik mógłby czerpać z tej legendy inspiracje 😉

Anioły Pana Jana

Informacje praktyczne

Zachęcam wszystkich miłośników sztuki ludowej, ale nie tylko, do odwiedzin u pana Jana. Posłuchajcie jego opowieści na żywo, nie pożałujecie. A olsztyński anioł, jeden z tych, które wyfruwają z serca artysty, to wartościowa pamiątka z Jury Krakowsko-Częstochowkiej. Na ścianie mojego domu także czuwa anioł stróż muzykant.

Pracownia Artystyczna „Jan” mieści się w Olsztynie k. Częstochowy przy ulicy Kühna 1 i można ją odwiedzać codziennie w godzinach 9 – 17.

Zobacz także