Słodka znajomość zawarta z irańskimi studentkami w cukierni zaowocowała wspólnym spacerem i trwa do dziś w mediach społecznościowych. Włócząc się po miasteczku Jazd wkraczamy w świat młodych Iranek – w świat niewinnych marzeń, pasji i trosk o przyszłość.

Urodziny Imama Mahdiego to w Iranie wielkie święto. Mieszkańcy miasteczka Jazd tłumnie wylegli na ulicę i zebrali się przed bajecznie oświetlonym Jameh Mosque (Meczet Kongregacji). Młodzi mężczyźni tańczą na dachach sklepików, podczas gdy dziewczęta nieśmiało tupią z widowni. Grupki młodzieży tłoczą się przed cukiernią. Wszak słodycze to wielka namiętność Irańczyków.

Stoję w kolejce po lody. Przede mną grupa dziewcząt zamawia dziwaczny deser. Z ciekawością przyglądam się młodym, ślicznym, roześmianym buziom napychającym się czymś w rodzaju ryżowego makaronu. Głowy pokornie skryte pod chustką, ale piękne duże oczy jaśnieją młodzieńczą energią. Uszminkowane usta śmieją się i żywo o czymś dyskutują. Odwzajemniają mój uśmiech. Za chwilę siedzimy razem na ławce przed cukiernią i rozmawiamy o słodyczach. Lody przełamane, a raczej rozpuszczone – pytam o tajemniczą zawartość pucharków.
– To faloodech – odpowiada dziewczyna o sarnich oczach.

Śmiała i wygadana Zeynab jednym tchem tłumaczy pochodzenie deseru. Skwapliwie notuję każde słowo – faloodeh, pashmak, sohan … – a moja nowa przyjaciółka pomaga zapisywać je w alfabiecie perskim – tak na wszelki wypadek. Mruga wielkimi oczami sarny i unosi je do góry, kiedy brakuje jej słów. Z pomocą przychodzi Kimia, nieco mniej ekstrawertyczna współlokatorka z akademika.

Duma ojca i alchemia

“Zeynab” – żeńskie imię, jak niemal wszystkie imiona w Iranie, ma swoje znaczenie. Z arabskiego oznacza “najdroższy skarb ojca” lub “duma ojca”. Są to imiona córki, wnuczki oraz żon proroka Mahometa. W imieniu wróżba – myślę – bo Zeynab skwapliwie wypełnia przykazy i nakazy pobożnej muzułmanki. Nie podaje ręki Łukaszowi tłumacząc się obyczajami i jednocześnie bardzo przeprasza; wszak w kulturze zachodniej niepodanie ręki uchodzi za faux pas. Dopytuję o znaczenie imienia “Kimia” – ciągnąć za język małomówną koleżankę. Dziewczyna ożywia się i odpowiada, że jej imię wywodzi się ze słowa “alchemia”. Bowiem łacińska nazwa dziedziny nauki “chemia” wywodzi się z perskiego “kimia”. Myślę, że to idealne imię dla rzeczowej i zbuntowanej przeciwko konserwatywnym obyczajom racjonalistki, o czym przekonuję się później poznając ją nieco lepiej.

Dziewczyny studiują w Yazd i dzielą razem pokój, spędzają też wolny czas, przyjaźnią się. Proponują, że nazajutrz oprowadzą nas po mieście. Chcą poćwiczyć angielski i przybliżyć nam swój świat. Zgadzam się bez wahania i ponownie spotykamy się pod cukiernią. Zaczynamy od herbaty w luksusowym hotelu w Yazd, który słynie z pięknego ogrodu. Rosną tam ulubione kwiaty Zeynab. Krzewy uginają się od różowych kwiatostanów o płatkach delikatnych jak papier. Popijamy herbatę i słuchamy o życiu studentek, o marzeniach i planach na przyszłość.

Taniec w miejscach publicznych jest surowo karany, ale tylko w przypadku kobiet.

Ze zdumieniem spoglądam na Kimię, która popija herbatę i z minuty na minutę chustka na jej głowie zmienia położenie, by całkiem zsunąć się na ramiona. Dziewczyna ma zupełnie nowoczesne poglądy na temat obyczajowości dyskryminującej kobiety. Twierdzi, że zakazy i nakazy narzucone na płeć żeńską są niesprawiedliwe i tworzą nierówności. Przede wszystkim jednak blokują możliwości rozwoju pasji, a w przypadku Kimii jest nią taniec. Publiczne uprawianie tej sztuki przez kobiety jest surowo karane.

W cieniu łapaczy wiatrów

Jazd - Miasto Łapaczy Wiatrów to żywe muzeum starożytnej inżynierii środowiska.

Kierujemy się do ogrodów Dowlat Abad. To tu znajduje się największa działająca wieża wiatrów – część naturalnego systemu wentylacji stosowany w irańskich domach. Warto dodać, że Jazd znajduje się na styku Wielkiej Pustyni Słonej i Pustyni Lota, stąd wybitnie suchy klimat i gorący sezon letni. Ujarzmienie wiatru i cud pierwotnej inżynierii środowiska widać na dachach domostw, dlatego Jazd do dziś znany jest pod nazwą Miasta Łapaczy Wiatrów. Badgir – system wentylacji, oraz kanat – podziemna sieć dystrybucji wody to technologia powstała w starożytnej Persji.

To co wolno? – toczymy dalej dyskusję o swobodach obyczajowych. W powszechnym zwyczaju jest nauka gry na instrumencie setar oraz rozwijanie zdolności plastycznych, jak rysowanie i malowanie. Kimia pokazuje mi swoje prace. Martwa natura nakreślona śmiałą, ekspresyjną kreską. Zeynab natomiast rysuje wielobarwne mandale. Znajomość poezji irańskiej mają w małym paluszku. Są też skarbnicami wiedzy na temat tradycji i zwyczajów konserwatywnego społeczeństwa, co czyni je idealnymi przewodnikami.

Czy w Iranie wszystkie koty są perskie?

Spacerujemy nieśpiesznie uliczkami historycznego miasta Jazd. W poszukiwaniu cienia, zaglądamy do ślepych zaułków. Koty śpią zwinięte w donicach przed wejściem do domów. Futrzaste stworzenia ignorują fakt, że ich otoczenie znajduje się na liście światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO.

– Czy wiesz dlaczego uliczki w Yazd są tak wąskie? – pyta Zeynab. – Bo jak ludzie są ze sobą skłóceni i przypadkowo zejdą się w wąskiej ulicy, prędzej czy później będą zmuszeni się przywitać i wtedy wszelkie konflikty między nimi muszą być zażegnane. – odpowiada ze śmiechem, ale za chwilę przeczy skuteczności tej metody, zapewniając, że to tylko legenda.

O czym marzą młode Iranki z prowincji? Na pewno nie o chłopakach. Szkoda czasu na randkowanie.

O czym jeszcze marzą młode Iranki z prowincji? Na pewno nie o chłopakach. Na to jeszcze przyjdzie czas. Dziewczyny skupione są na edukacji, chociaż z goryczą przewidują, że trudno będzie im znaleźć pracę w inżynieryjnym zawodzie. Omawiamy różnice kulturowe między światem zachodnim a rzeczywistością w Iranie. Przecież w Europie jestem inną kobietą – nie noszę chustki, wychodzę na piwo z kolegami, noszę spodnie, krawaty i koszule. Makijaż redukuję do minimum, żeby wtopić się w otoczenie. Zeynab przerywa mi entuzjastycznie 

– No właśnie! Co z nimi (mężczyznami) jest nie tak? Kiedy tylko umaluję usta i oczy, oni nie potrafią odkleić ode mnie wzroku! – naiwnie pyta studentka. 

Dziewczyny zgodnie przyznają, że męska adoracja jest na ich etapie życia całkiem zbędna, bo młodzież z konserwatywnych rodzin zaczyna randkować dopiero wtedy, gdy nadchodzi czas na założenie rodziny – mniej więcej pod koniec studiów.

Kończymy nasz spacer u wrót Khan Bazaar. Dziewczyny wrócą do akademika, a my bez sił padniemy na tapczanie w ogrodzie zajadając się pistacjami i popijając zimny doogh (miętowy napój mleczny podobny do kefiru).

Moje nowe przyjaciółki z Jazd są żywym potwierdzeniem stereotypu o gościnności i życzliwości Irańczyków. Bardzo szybko przełamują bariery towarzyskie i łatwo nawiązują znajomości. Przyznam, że początkowo czułam się tym onieśmielona. Wyjątkowa uprzejmość i troska od obcych ludzi to w naszej kulturze postawa rzadko spotykana. Zanim zapytałam o drogę, ktoś mi ją wskazał. Autostop zatrzymał się, zanim nawet pomyślałam o tym, dokąd chciałam pojechać. Nie minęło kilka dni od przyjazdu, a ja już miałam garstkę nowych znajomych, których egzotyczne imiona trudno było spamiętać.

Gorąco zachęcam do odkrywania Iranu – fascynującego kraju o historii i kulturze sięgającej daleko bardziej wstecz niż dzieje naszej cywilizacji (europejskiej). Ufam, że konflikt na linii Teheran – Waszyngton i manipulacje mediów nie pogrążą kraju w gospodarczej zapaści. Bądź co bądź, gdy odgarniemy na bok politykę, zobaczymy zwykłych ludzi, którzy marzą, myślą i pragną cieszyć się życiem tak jak my. Pragną wolności, pokoju i życia w harmonii.