Wywodzi się z południowoamerykańskiej dżungli, od indiańskich plemion Guarani i została rozpowszechniona kilkaset lat temu przez jezuickich misjonarzy. Jej spożycie likwiduje zmęczenie, rozjaśnia umysł i łagodzi uczucie głodu.  Dla jednych jest naparem bogów, dla innych gorzkim okropieństwem, które nie przejdzie przez gardło. Każdy yerba mate poznaje i przeżywa na swój charakterystyczny sposób. Grupa w dechę ludzi i blogerów opowiada o swoich osobistych doświadczeniach z tym napojem. Poczytajcie sami.

Kartka-z-Podrozy-yerba-mate

Wywnętrzenia o yerba mate

Zalety praktykowania yerby pod opuszczonymi stodołami, w kamiennych piwnicach i starych willach

Yerba mate potrafi smakować wyśmienicie, kiedy pijemy ją w wyjątkowych miejscach. Na co dzień piję jeden konkretny rodzaj yerby – Pajarito cytrynowo-miętową. Dlatego bardzo szybko może się smak znudzić, więc zawsze warto urozmaicać sobie miejsce degustacji. Kamienna piwnica w centrum Krakowa? Chłód ściany i charakterystyczny zapach podziemi może idealnie komponować się z ulubioną mieszanką – dlaczego by tego nie sprawdzić? Bardziej wyrafinowani wyznawcy yerby powinni udać się do zabytkowej willi z początku XX wieku. Zapach starych ścian, specyficznej wilgoci i widok zabytkowego centrum miasta za oknem znakomicie komponują się z nieco „babcinym” aromatem miętowo-cytrynowej yerby. A jak już mowa o klimacie jak u babci, to najlepiej jest udać się na wieś, wziąć mały termos, matero i ulubioną gazetę. Jeśli w pobliżu jest jakaś opuszczona stodoła lub chociaż kawałek starego sadu, to polecam wygodnie rozsiąść się gdzieś w pobliżu i przeżywać najbardziej relaksujące wakacje w życiu. Jeśli nie możecie sobie pozwolić na żaden z powyższych wariantów to polecam zażywać yerba mate w domowym zaciszu, zamknąć oczy i wyobrazić sobie to wszystko. Aromat mięty, ziół i cytryny zabierze Was w klimat sielankowej wsi.

Kuba prowadzący bloga Sądecki Włóczykij.

Terere* i mate de ruso**, czyli łamiemy konwenanse

Pamiętam swoją pierwszą yerba mate. Pamiętam dość szczątkowe informacje w internecie na ten temat. Pamiętam, że trzeba było się trochę pomęczyć, żeby ją zdobyć.

Moja przygoda z piciem yerba mate zaczęła się gdzieś na początku liceum i trwa już ponad 15 lat. Większość informacji czerpałem wtedy ze strony pana Wojciecha Cejrowskiego i byłem przekonany, że to jedyny sposób delektowania się tym specyfikiem.

Kiedy wyjechałem do Ameryki Południowej i trafiłem do Paragwaju, znalazłem się w miejscu, które z yerba mate łączy się nierozerwalnie (wszak yerba to nawet z nazwy ostrokrzew paragwajski). Jakież było moje zdziwienie kiedy pociągając pierwszy łyk z guampy moje gardło zostało zmrożone, a poza smakiem yerby wyczułem miętę, limonkę i inne zioła.

To była najważniejsza lekcja jaką dali mi Paragwajczycy w sprawie yerby (Może nie dotyczy ona tylko yerby?). Pij tak jak lubisz. Rytuał jest po to by Ci pomagać, a nie przeszkadzać. Jest za gorąco? Pij na zimno. Jest za mocna? Wypluj dwa pierwsze łyki. Ciągle jest za mocna? Zalej sokiem pomarańczowym. Poszukaj swojego smaku. Dodaj mięty i ziół, które lubisz, do wody, albo yerby. Zobacz jak będzie fajnie dla Ciebie.

Odkąd wróciłem do Polski terere zdecydowanie przeważa, bo w ogóle mało piję ciepłych rzeczy. Ale nie wpadam w drugą skrajność. Kiedy robi się zimno z radością zaparzam sobie tradycyjną yerba mate.

Ciągle jednak jest kilka rodzajów, których jeszcze nie odważyłem się spróbować. Mate de leche (zalewana gorącym mlekiem) i mate de cerveza (z ciemnym piwem). A Wy, próbowaliście którejś z tych „udziwnionych” mate?

*terere – mate zalewana zimną wodą, często z kostkami lodu.
**mate de ruso – mate zalewana pomarańczowym sokiem. Podobno dla rosyjskich imigrantów tradycyjne yerba mate była zbyt mocna.

Szymon prowadzący razem z psem Gringo boga Szymon Podróżnik.

Rosamonte z paragwajskiej guampy. I o to chodzi.

Wszystko zaczęło się w Paragwaju w 2012 r. To tam, u goszczącej nas rodziny z couchsurfingu, spróbowałam Tereré – cudownie orzeźwiającą w paragwajskie upały. Wcześniej mate zupełnie mi nie smakowała. Wspomniana rodzina podarowała nam na pożegnanie zieloną guampę. Od tego pory stała się ona nierozłącznym towarzyszem naszych podróży. Jest więc dla mnie „miłym wspomnieniem”, ale też „cudem” – bo nigdy się nie jeszcze nie zgubiła, „wygodą” – bo jest wyjątkowo łatwa do czyszczenia. I chociaż już wielokrotnie próbowałam ją zamienić – no bo taka stara i obdarta, to finalnie wszystkie te piękne matero leżą na półce w domu jako dekoracja.

W Boliwii nie ma tradycji picia mate, czasami jest zalecana np. dla karmiących matek. I to oczywiście zawsze sprzyja nawiązywaniu przyjaźni, bo Boliwijczycy chcą wiedzieć co to jest. Lubię markę Rosamonte, ale piję ją również dlatego, że w Boliwii jest najłatwiejsza do dostania np. w małym Rurrenabaque. Mate na mnie nie działa, nie piję jej dlatego, by się pobudzić. Mogę wypić jej całkiem sporo wieczorem i spać jak dziecko. Za to zawsze kiedy mamy z Krzyśkiem do podjęcia jakąś decyzję, pada stwierdzenie: Dobra, zrobimy mate, usiądziemy i pomyślimy/zrobimy plan. Właśnie sobie uświadomiłam, że chyba żadnej ważnej decyzji nie podejmuję już bez mate. 😉

Marzena prowadząca bloga Wystraszeni.pl.

Podchody z yerbą i jej cudowne właściwości w wyrabianiu ponad normę

Początki nigdy nie są łatwe. W kwestii yerby mate nie mogło być inaczej. Najpierw podekscytowany Romek przyniósł ją do domu, wracając po wyjeździe z grupą capoeiry. Wszyscy u mnie to piją – powiedział – a jaka energia, spróbuj! Nie była to udana próba. Energicznie, to ja pokiwałam głową, że nie przekona mnie do tego. Więc nie przekonywał na siłę. Ale sączył na co dzień przy mnie, nucąc i pracując wydajnie, podczas, gdy ja obijałam się od ścian, łapiąc mikro-drzemki na okrągło.

Podejście drugie zaserwowała lekarka. Przy takim nadmiarze pracy i niskim ciśnieniu, yerba stworzona jest dla pani. Proszę spróbować! No jakiś żart – pomyślałam – jest tyle pysznych napojów, a ja mam się przekonywać właśnie do tego? Ale niech pani spróbuje mieszankę IQ – dodała – tam jest trochę owoców i guarana, świetnie się przy tym pracuje, a smakuje jak dobra herbatka. O, tym już dałam się skusić. I słusznie, bo smakowo była ciekawa i faktycznie, wydajność mi wzrosła aż miło.

Natomiast do właściwiej, czystej yerby dorosłam jeszcze później. Podczas pobytu w Argentynie, u przyjaciół, nie dało się już inaczej. Tyle że w sytuacji, gdy wszyscy wokół piją to jak wodę, klimat i miejsce sprawiają, że samemu z rana szuka się matero, by zasypać zielonym suszem. Nawet ukochaną pamiątką z Buenos Aires staje się ręcznie malowana bombilla, zakupiona od artystki, której kolorową sukienkę i chustę na głowie pamiętam do dziś.

Proces pewnie najkrótszy nie był, ale teraz trudno mi uwierzyć w to, że wcześniej nie dałam się przekonać. Bo pracując przed komputerem godzina za godziną, sączenie yerby staje się rytuałem samym w sobie. A trybiki w głowie lubią ten rytuał i kręcą się radośnie, naoliwiane zielonkawym napojem… 🙂

Ewa i Romek prowadzący bloga Gonimy Słońce.

Magisterka z mate, czyli jak przetrwałam studia

O yerbie usłyszałam pierwszy raz w okolicach 2004 roku. Była to wtedy u nas kompletna nowość. Czasem pojawiały się ekspresówki z yerbą – ale do prawdziwego smaku naparu z ostrokrzewu paragwajskiego było im daleko. Najbliższy sklep gdzie można było kupić mate i bombillę był w Warszawie i na domiar złego nie wysyłał towaru. To były czasy, kiedy trzeba było się uzbroić w cierpliwość – po miesiącu, może dwóch zdobyłam upragnioną mate i bombillę. To idealnie zbiegło się z momentem pisania pracy magisterskiej. I tak zamiast picia hektolitrów kawy i herbaty pisałam magisterkę zaopatrzona w termosik z wodą i mate z yerbą. Pisanie popijając mate było świetne – yerba pobudzała, ale nie wprowadzała takiego uczucia rozedrgania jakie pojawia się po kilku kawach.

Yerba naprawdę mi smakuje, choć większość znanych mi osób patrzy na nią podejrzliwie. Po pierwsze ze względu na rytuał picia z jakiś dziwnych naczyń i rurek (czy to aby jest legalne?). Po drugie ze względu na smak – podobno wstrętny. Co mnie w niej urzekło? Rytuał związany z piciem i parzeniem, smak oraz właściwości. Bardzo mi się spodobało, że pierwszą porcję matę odstawiamy, żeby susz wchłonął wodę – i to jest porcja dla św Tomasza. Poza tym mate nie powinno się wyrzucać do śmieci, tylko do ziemi – zamyka to naturalny cykl – zwraca się Matce Ziemi to, co wcześniej się jej zabrało. Mam słabość do takich wierzeń i obyczajów.

Na zakończenie dodam tylko, że yerba doskonale sprawdza się latem – wtedy zalewa się ja zimną wodą. Przynosi rewelacyjne orzeźwienie. A taki napar nazywamy terere.

Magda prowadząca bloga Okiem Maleny.

Nasączeni yerba mate, czyli życie grafika w korpo

Korpo to tłumy ludzi, którzy z założenia muszą być jednakowi i konsekwentnie tworzyć jednolitą masę; to też unitarne zasady, które każdy szanujący się pracownik lubi naginać. Reguły te zwykle mało obchodzą grafików, u których pojęcie jednostki i indywidualizmu urasta do rangi bóstwa.

I tak, gdy większość chadzała do Starbucksa po limitowaną edycję kubków z bezglutenowym ciasteczkiem z mąki kasztanowej gratis (nie tylko dla tych, to borykają się jednocześnie z cukrzycą i nietolerancją laktozy), my bezczelnie podbieraliśmy sobie kolejne smaki yerby.

Rozpowszechniła się ona tuż po przyjęciu graficzki z Argentyny, osiągając swoje apogeum miesiąc później, by niebawem zagościć na stałe w menu nocnej zmiany. Czy jest coś zdrowszego i bardziej pobudzającego niż yerba, która jednoczyła i z powodzeniem jednoczy towarzyszy pracy od 21 do 8 rano?

Monika prowadząca z Sarą bloga 5 thousand steps.

Jak to się robi w Mendozie?

Yerba mate to napój z wysuszonych i sproszkowanych liści rośliny z rodziny ostrokrzewowatych, o ciemnozielonych liściach i drobnych kwiatach, zawierający kofeinę. W Argentynie yerba oznacza mieszankę sproszkowanych liści, natomiast mate odnosi się do naczynia, w którym serwuje się napój.

Będąc w bazie pod Aconcaguą – Plaza de Mulas, spotkałem pewnego Argentyńczyka, który dokładnie wytłumaczył mi, jak się rozstawia namiot tak, aby nie porwał go wiatr. Był na tyle charyzmatyczną i charakterystyczną osobą, że nie mogłem go pominąć podczas pisania książki. Fragment poniżej pokazuje jedną z sytuacji, gdzie Mauricio gra główną rolę. To między innymi dzięki niemu poznałem istotę picia mate.

Tak się składa, że nieopodal rozłożył się na karimacie z jakąś niewiastą i raczą się yerba mate, jednocześnie delektując się widokami chylącego za horyzont słońca.
– Czołem, kochankowie – zagaduję od niechcenia, nadal czując rozdrażnienie. – Czy zerkniecie, jak się prezentuje mój nowy domek?
– Teraz nie mogę ci pomóc, bo spędzam wieczór ze swoją dziewczyną i podziwiam zachód słońca przy mate – odpowiada rozmarzony. – Jest to jedna z niewielu chwil wolnych od pracy, kiedy mogę zrelaksować się, miło spędzić czas i dostrzec piękno gór – cedzi wolno przez usta, wydając jednocześnie syczące odgłosy przy każdym wypowiedzeniu głoski „s” lub „c”, a wszystko dlatego, że jeden z zębów krzywo urósł po wypadnięciu mleczaków i w specyficzny sposób przepuszcza powietrze wydobywające się pod ciśnieniem z gardła.

Tu nie chodzi tylko o smak oraz właściwości pobudzające, ale także o cały rytuał. Przy każdym spotkaniu w gronie bliskich znajomych Argentyńczycy piją yerbę. Rozmawiają i przekazują sobie mate, po prostu dobrze się bawią. W Mendozie kiedy dzielisz mate z kimś, oznacza to, że jesteś w dobrych stosunkach z tą osobą. Nie pije się yerby z nieznajomymi, to jest sprawa osobista.

Łukasz autor książki „Aconcagua. W cieniu Śnieżnego Strażnika„.

A Wy jakie macie doświadczenia z yerba mate? Czy polecacie jakieś szczególe mieszanki lub sposoby przyrządzania tego naparu? Dajcie znać w komentarzu. Chętnie sprawdzę kilka nowych metod. (-:,