Wstęga drogi, na której kiedyś leżał asfalt wije się po horyzont. Pusto. Stepowy krajobraz urozmaicają jedynie stada krów, które czasem migną w oknie rozpędzonego busa. Butelki z piwem Mielnik wciśnięte pod moje siedzenie brzęczą za każdym razem, gdy auto pokonuje nierówności. Mimo to ukołysana i otoczona zewsząd gdzieniegdzie porośniętym lasami pustkowiem zapadam w drzemkę. Na Olchon (ros. Ольхон) docieramy jeszcze przed północą. My i jeszcze trzech młodych Rosjan. I pięć skrzynek piwa, tyle samo oranżady, trochę wódki…
Decyzja o wypadzie na największą wyspę Bajkału pada spontanicznie. Jeszcze w pociągu do Ikrucka zagaduje nas Sława, chudy i dziarski starszy facet, który jedzie w Sajany na rafting. Na odwrocie biletu kolejowego szkicuje mapę Bajkału. Zdecydowanie odradza planowany z początku biwak w okolicy Listwianki czy Sljudanki, bo tam jezioro jest bardzo zanieczyszczone. Wsłuchujemy się w entuzjastyczną opowieść o rajskim Olchonie, oblanym wodą tak czystą, że można ją pić wprost z jeziora; o plażach całkowicie bezludnych, że można po nich chadzać w stroju Adama i Ewy; o naturze dzikiej i nieujarzmionej; o wodzie tak zasobnej w ryby, że rybacy rozdają swój połów za darmo. Maxim, młody kolejarz entuzjastycznie wtrąca, że wyspa to idealne miejsce na spłodzenie potomstwa. Pasażerowie plackarta roztaczają przed nami wizję miejsca idealnego na odpoczynek. Po czterech dniach życia w puszce wagonu doprawdy nie pragniemy bardziej niczego, jak tylko zaszyć się na dzikim Olchonie.
Po tak przekonywujących argumentach zmiana planów przychodzi nam bez trudu. W Irkucku odwołujemy rezerwację noclegu i zbieramy informacje o transporcie na wyspę. Nic nas tu nie zatrzymuje. Ani ponure osiedla blokowisk, ani udający moskiewski Arbat deptak. Centrum miata, Centralnyj Rynok to parking, sprzed którego odjeżdżają marszrutki. Obok bazar i targowisko spożywcze, ot typowe miasto na wschód od Moskwy. Żal tylko tych pięknych drewnianych domów niszczejących z roku na rok, mocno nadgryzionych zębem czasu. To ich obecność w krajobrazie miasta, ze swoimi filigranowymi zdobieniami sprawiły, że Irkuck nazywano niegdyś Paryżem Syberii. Paryż, nie Paryż, trzeba nam stąd jechać.
Marszrutką do Chużiru
Ostatnia marszrutka do serca Olchonu – wioski Chużir (rus. Хужир ) – jest prawie pusta. Łapiemy ją niemal w biegu, mimo że wcześniej naszą rezerwację zapisano w wysłużonym zeszycie na masce auta. Jesteśmy tylko my i kilku młodzianów oraz ładunek napojów alkoholowych, bo jak pasażerów nie ma, to zarobić można w inny sposób. Kierowca wyraźnie liczy na to, że ktoś jeszcze dosiądzie, więc opóźnia odjazd. Łukasz w tym czasie wyskakuje z auta i dokupuje browara na drogę, coby popić zakupionego po drodze wielkiego pieroga z ciasta wypełnionego mięsem do granic swojej pojemności.
– Ale jak to piwo?! – krzywi się kierowca i w duchu wyobraża sobie rozrubę z udziałem pijanych turystów skaczących po siedzeniach i demolujących wnętrze busa. Półlitrowa puszka złocistego trunku w porównaniu z trzylitrowymi baniaczkami, pieszczotliwie zwanymi „cyckiem”, to jednak nic, więc kierowca z ulgą na twarzy i pobłażliwym uśmieszkiem odprowadza nas wzrokiem do auta. Wskazuje to na odmienną interpretację powszechnie przyjętych przepisów oraz skalę spożycia alkoholu na Syberii, gdzie mróz bywa tak siarczysty, że aż palce zagina.
Ruszamy, a kierowca nie oszczędza buta i ostro ciśnie na pustej drodze. Dziw bierze, że maszyna może rozwinąć taką prędkość. Odwagą i fantazją trzeba się wykazać, aby pruć ponad 80km/h po nawierzchni, która nosi zaledwie ślady asfaltu. Na wyspę przeprawiamy się promem, który nawet o tak późnej porze wyładowany jest po burty.
Kierowca wysadza nas przy samej plaży, zaraz za miasteczkiem. Nawet w mroku nocy spostrzegamy, że Olchon z opowieści Sławy to miejsce całkowicie odmienne od tego, które zastajemy. Idylliczna wizja syberyjskiego raju, odosobnienia, ciszy i spokoju pryska niczym bańka mydlana. Na rozległej piaszczystej plaży trudno znaleźć kępę drzew, w której nie obozują już Rosjanie. Mimo późnej pory mijają nas rozśpiewane UAZ-y, najprawdopodobniej w drodze na stację benzynową, bo zabrakło destylatu.
Imponująca „kałuża”
Olchon od strony północno-zachodniej oblewany jest przez Małe Morze (rus. Малое Море), które oddziela wyspę od stałego lądu. Piaszczyste plaże ciągnące się aż po horyzont, relatywnie czysta i ciepła woda ściągają w to miejsce gro turystów, nie tylko z Irkucka. Bo Bajkał (rus. Байкал) rzekomo jest dla Rosjan tym, czym dla nas Morskie Oko, Kanion Kolorado dla Amerykanów czy Balaton dla Węgrów. I nie dziwota! Bajkał jest najstarszym i najbardziej pojemnym jeziorem na świecie. Zawdzięcza to swojej genezie związanej z tektoniką płyt litosfery. Jezioro wypełnia nieckę będącą ryftem powstałym w wyniku oddziaływania na siebie trzech płyt tektonicznych – nasuwania się płyty indyjskiej na euroazjatycką, a w konsekwencji tego, rozsuwania się płyt euroazjatyckiej i amurskiej.
Powstały około 25 mln lat temu Bajkał ma współcześnie średnią głębokość 730 m, średnią szerokość 79 km i długość 636 km – wymiary te pozwalają pomieścić blisko 25 tys. km3 wody, a więc zmagazynować 20% globalnych zasobów wody słodkiej!!!
Wyspa duchów i szamanów
Tak, tak, Olchon jest to kurort wypoczynkowy dla bardziej lub mniej zamożnych Rosjan z okolic Irkucka. W sezonie może tu być naprawdę tłoczno. Pomimo tłoku trzeba przyznać, że jest coś urokliwego w tym miejscu. Na niezaludnionych stepach zdaje się jakby słyszeć nawoływania dawnych buriackich szamanów. Formacja stepowa przeważa w krajobrazie wyspy, podczas gdy jej wyższe partie porasta tajga. Gęste i ciemne zarośla tajgi pobudzają wyobraźnię zarówno u niedzielnych spacerowiczów w ortalionach, a także u surwiwalowych twardzieli (jak my?). Próba przedostania się na wschodni kraniec wyspy kończy się fiaskiem, bo ściana lasu staje się nie do przebycia, a ścieżka wyjeżdżona przez drwali po prostu nagle się urywa. Ale co się najedliśmy borówek, to nasze 🙂
Pracowite gąbki
Olchon znajduje się w środkowej części Bajkału. Wielokrotnie słyszymy od przypadkowo spotkanych ludzi, że woda jest tutaj znacznie czystsza niż na południu a plaże są bezludne, co nas przekonuje do objęcia tego kierunku. Prawdą jest to, że woda w okolicach Sludyanki lub Listvyanki jest w znacznym stopniu zanieczyszczona. Wszystkie te zanieczyszczenia są odprowadzane w kierunku Irkucja przez Angarę, jedyną rzekę wypływającą z Bajkału. Dlatego nie bądźmy za bardzo rozemocjonowani kupując butelkowaną wodą z Bajkału. Najpewniej była ona poddawana procesowi sztucznej filtracji i niewiele się różni od wody z kranu. Raz nawet udaje się nam zakupić wodę Bon Aqua (koncern z czerwono-białym logo i flagowym produktem z za oceanu), która zawiera około 150mg/l chloru podczas, gdy wszystkich innych minerałów jest na poziomie 10-20mg/l. Bardzo ciekawe ujęcie wody, z pewnością natura by się pod tym nie podpisała. Z czasem jednak okazuje się, że ta woda smakiem przypominającą z basenu i tak jest lepsza niż to, co spotkamy na wyspie.
W różnych przewodnikach można wyczytać, że do nieskazitelnej czystości wody w Bajkale przyczyniają się dzielne gąbki filtrujące. Niestety w naszym odczuciu na Olchonie, szczególnie od strony Małego Morza, nawet planowane 120% normy nie wystarczyłoby aby przepuścić przez owe gąbki hektolitry wody zanieczyszczonej przez liczne rzesze turystów piorących tutaj swoje ubrania, myjących się lub zmywających naczynia, itp. W skrajnym przypadku od czasu do czasu niczym nie zmąconą taflę wody zanieczyści olejem z podwozia stary poczciwy UAZ. Trzeba przyznać, że te samochody dobrze odnajdują się na bezdrożach z dala od cywilizacji, są typowym ruchomym elementem krajobrazu Syberii.
Biwak po rosyjsku
Trzeba przyznać, że Rosjanie doskonale odnajdują się w warunkach biwakowych. Są wręcz mistrzami organizacji. Kunszt architektoniczny stawianych na plaży łaźni parowych docenić możemy spacerując wzdłuż brzegu Małego Morza. Mijamy ustawione tuż przy brzegu namioty potykając się o linki naciągowe. Tuż obok pasą się krowy. W cieniu sporego busa UAZ odpoczywają turyści. Obraz to sielankowy i swojski, przywodzący na myśl wczasy na Mazurach; obozowiska, gdzie kontaktu z naturą nie ograniczały metalowe siatki ogrodzenia a prąd dostępny był jedynie z baterii; strzeliste ogniska oświetlały kręgi biwakowiczów do czwartej nad ranem i szum fal rozbijających się o brzeg tulił ich do snu. Tego wszystkiego doświadczyć można na Olchonie.
My sami zaszywamy się w kępie sosen na wzniesieniu, z którego z niekłamaną fascynacją obserwujemy naszych sąsiadów: grupę przyjaciół i rodziny w „zasiekach” z piachu i turystycznym wychodkiem „namiotem” (!), albo hippisowką rodzinkę, która pilnuje nam później namiotu, kiedy wychodzimy na wędrówkę po wyspie.
Kąpiel w Bajkale, a precyzyjniej wyrażając się – w Małym Morzu – uznajemy za swoisty chrzest bajkalski, bo woda jest tak zimna, że wychodzimy z niej szybciej niż wchodzimy. Nocna zupa na wodzie z Bajkału pokrzepia nie tylko ze względu na to, że cieplutko rozpływa się nam w brzuszkach. Rano ze zdziwieniem odkrywamy, że w baniaczku z wodą pływają sobie rozkosznie larwy kampodealna komara. Mniam!
Warto, nie warto?
Warto. Zdecydowanie polecamy wypad na Olchon, nawet jeśli goni was czas oraz upływający termin ważności rosyjskiej wizy (tak jak w naszym przypadku). Miłym urozmaiceniem transsyberyjskiej tułaczki jest zamiana przedziału pociągowego na wszędobylskiego busa, który pokonałby nawet powierzchnię Marsa czy Księżyca. Samo jezioro nie budzi w nas wielkich emocji, ale trzeba przyznać, że miłe dla oka widoki i pozytywna atmosfera biwaku wśród wesołych Rosjan to dobra recepta na wypoczynek. Miejscowi są sympatyczni, choć traktują obcych przybyszów z rezerwą. Wspólnie dochodzimy do wniosku, że choć Olchon na obszarze Buriacji nie leży, to obecność przedstawicieli grupy etnicznej Buriatów daje nam przedsmak Mongolii. Jurty ustawione przy przeprawie promowej to zaledwie zabieg marketingowy, aby wcisnąć nam szamańskie pamiątki. Nie dajmy się zwieść. To co szamańskie i niezwykłe znajdziemy zapuszczając się w głąb wyspy i uważnie obserwując krajobraz.
Poczytaj więcej na blogu o całej wyprawie Azja Express.