Mieliśmy dzisiaj w Christchurch wstrząs o sile 5,1 – jak do tej pory to najsilniejszy od czasu ostatniej katastrofy. Byłoby to zupełnie normalne, gdybyśmy się go nie spodziewali.
Zacznę od tego kim jest „Księżycowy Dziadek”, a raczej „The Moon Man”, właściwie Ken Ring. To postać, która twierdzi, że przewidziała 2 poprzednie trzęsienia ziemi, które nawiedziły Christchurch. Ring swoje prognozy opiera na wiedzy astrologicznej – od kilku lat publikuje pogodowy almanach, określając daty anormalnych zjawisk pogodowych jak tornada, burze, etc.
Tuż po trzęsieniu z lutego Ring przewidział kolejne duże wstrząsy w dniach, gdy księżyc będzie miał duży wpływ na skorupę ziemską, czyli podczas perygeum, między 19 a 23 marca, a następne 15-17 kwietnia. Reakcja naukowców była oczywista. Co o trzęsieniach ziemi może wiedzieć były magik, który zaczynał swoją karierę od zabawiania dzieci za pomocą kapelusza i królika? Albo specjalizuje się w badaniu kociej psychiki na podstawie oględzin ich pazurów? Ludzie nauki wraz z całą aparaturą pomiarową i wzorami matematycznymi mogą jedynie snuć przypuszczenia, analizować dane statystyczne, badać linie uskoków. A tu zjawia się Ken Ring i podaje konkretne daty i sieje panikę. Media starały się uspokoić publikę wywiadami z „prawdziwymi naukowcami”, podważając kompetencje Ringa.
Reakcja mieszkańców była oczywista. Większość po prostu zwiała z miasta wykorzystując ostatnie ciepłe dni lata na krótki urlop. Ci, którzy zostali, zaopatrzyli się w zapas wody, jedzenia i ciepłych ubrań. Z tego co wiem, każda rozsądna rodzina jest „przygotowana”, to stało się wręcz naturalne, by tak postępować.
Jestem ciekawa, jak ludzie nauki skomentują dzisiejsze wydarzenie w kontekście wiarygodności metod Ringa. A może to był po prostu zbieg okoliczności? Może Moon Man miał szczęście? A może Ken Ring to pierwsza osoba na świecie, która potrafi przewidzieć trzęsienie ziemi? Byłam niedowiarkiem, uważałam, że to brednie, teraz nie wiem co myśleć. Wiem, że ciężko będzie mi zasnąć dzisiaj, jutro i pojutrze, a może i do 5 kwietnia, bo to dzień mojego powrotu do Europy. A potem nie będę spać ze zmartwienia o Łukasza, który zostanie 2 tygodnie dłużej. Jeszcze tylko miesiąc… Cóż, bez wątpienia były to najbardziej ekscytujące wakacje mojego życia.