Stowarzyszenie kolonizatorów „Canterbury Association” z Johnem Robertem Godley’em na czele nie miało pojęcia jak bardzo pechową lokalizację wybrano dla stolicy prowincji. Christchurch znajduje się bowiem między dwoma aktywnymi sejsmicznie uskokami – na zachodzie i wschodzie miasta. Ruchy tektoniczne w ich obrębie spowodowały ostatnie wstrząsy. Wracając jeszcze do Johna Godley’a… Rozbierając zniszczony pomnik ku pamięci założyciela miasta, znaleziono zagadkowe dokumenty ukryte w tubie oraz list w butelce. My natomiast znaleźliśmy nasze mieszkanie opatrzone etykietą stwierdzającą możliwość zamieszkania, kilka nowych pęknięć na ścianie i odłupaną farbę przy schodach. Rozmieszczenie potłuczonych naczyń i zniszczonego wyposażenia nie uległo zmianie ku naszemu niezadowoleniu. Ekipa sprzątająca pojawiła się dopiero dzisiaj i jeszcze nie dotarła do naszego segmentu, zatem część prac porządkowych wykonaliśmy sami. Mamy jednak wodę w kranie, Internet, prąd oraz wodę pitną w baniakach. Teoretycznie niczego nie brakuje.
Aby dostać się do dzielnicy, gdzie znajduje się nasze osiedle, należy okazać dowód tożsamości. Bezpieczeństwa na posterunku strzeże dwóch sympatycznych żołnierzy oraz miejscowy kloszard, który stwierdził, że dobrze nam z oczu patrzy, zatem można nas wpuścić. Sąsiedztwo opustoszało, nie wszyscy wrócili jeszcze do domów. Nie słychać hałaśliwych sąsiadów, którzy mieli w zwyczaju podjeżdżać na parking autami z rozkręconą do oporu muzyką. Trochę mi tego brakuje. Nie słychać też przechodniów. Ta nienaturalna cisza wzmaga nastrój niepokoju.
Nadal źle się czuję podczas wstrząsów wtórnych. Myślałam, że zdołam przywyknąć. Według statystyk co najmniej jednego wstrząsu należy spodziewać się codziennie (są to wstrząsy odczuwalne o sile 4.0 – 4.9). Ja zaobserwowałam ich 3, a w Christchurch przebywam od 6 godzin. Niestety dźwięk drżącej rolety w oknie wywołuje złe wspomnienie sprzed tygodnia. W takich momentach mam ochotę wracać do domu. Zawsze byłam osobą bojaźliwą, ale teraz wiem, że moje fobie są nieuzasadnione. Wszystko czego bałam się do tej pory (począwszy od pająków, skończywszy na burzy) to małe miki w porównaniu z siłami, które obalają budynki i grzebią setki osób w ciągu kilkunastu sekund.