Czy naprawdę sądzicie, że przyjemna podróż to taka, która wiedzie do egzotycznych miejsc, jest planowana miesiącami i dużo kosztuje? No ja mam inne zdanie!

Podróżowałam po Polsce od dziecka i zawsze umiałam cieszyć się pięknem; nawet dziś mając w zakamarkach pamięci przeróżne zakątki kuli ziemskiej z całą odpowiedzialnością obieżyświata powiem – Polska jest piękna. Prawda jest taka, że tęskniąc za miejscami z folderów biur podróży nie zauważamy, że zupełnie obok, po sąsiedzku mamy krajobrazowe perełki. Zapraszam na Mazowsze.

Otulina Nadburzańskiego Parku Krajobrazowego to od niedawna mój trzeci dom. Okolice wioski Wieliczna i Stoczka w powiecie węgrowskim odwiedzam kilka razy w roku i niemal zawsze z radością dosiadam wysłużonego składaka, aby z bananowym uśmiechem na twarzy pomknąć poprzez polne ścieżki i leśne dukty. Mijam nieduże sklepiki, okolicznych mieszkańców oraz starą siedzibę komisariatu policji. Najbardziej cenię sobie otwartość i życzliwość spotykanych ludzi. Kobieta idąca asfaltem pozdrawia i wyjaśnia, że idzie na pole, gdzie zerwała się krowa. I mówi mi o tym, jak gdybym podzielała jej troskę i rzeczywiście przystaję na moment, by o tym pomyśleć i wymienić kilka zdań z tą obcą kobietą. Czy na pewno obcą? Przecież zagaduje do mnie przyjaźnie, jak gdybym była „swoja”. Panowie spod sklepu z piwkiem też chyba znają mnie dobrze, bo za każdym razem, kiedy biegnę swoją 9-kilometrową pętlę, pozdrawiają serdecznie oferując towarzystwo.

Komisariat Policji w Stoczku (pow. węgrowski)
Komisariat Policji w Stoczku (pow. węgrowski)

Z pozoru senne miejscowości wolniutko pulsują życiem. Spłowiały od słońca plac na obrzeżach Stoczka ożywa środowym jarmarkiem albo letnim festynem. Wieczorami mieszkańcy gromadzą się na pogawędki na parkingu sklepu, albo w ogródku piwnym lokalnej pizzerii. Na wypielęgnowanych przydomowych trawnikach zbierają się rodziny, aby wspólnie odpocząć po tygodniu pracy. Sielanka.

Pytanie do wszystkich – do mieszkańców małych miejscowości, do podróżników i tzw. „mieszczuchów”: czy naprawdę sądzicie, że atrakcyjne miejsce na wypoczynek to zatłoczona plaża z labiryntem parawanów albo pochód do Morskiego Oka? Przecież wieczorny spacer asfaltową drogą, albo popołudniowa przejażdżka rowerem, kiedy łąki i łany zbóż wydzielają charakterystyczną woń – zapach lata – to według mnie doznanie kojące równie skutecznie, co szum fal Bałtyku.

Z pozoru monotonny krajobraz urozmaicają skarłowaciałe wierzby i kępy drzew zarysowanych na tle ciemniejącej ściany lasu. Nad łąką powoli wznoszą się mgły a boćki wtórują mi w tym spacerze, najwyraźniej zaczynając swoją kolację wcześniej niż ja. Atmosfera sielskiego wieczoru niczym balsam oplata skołatane nerwy i napięcie znika. Przestaję myśleć o pracy, o obowiązkach. Po prostu jestem tu, w danej chwili i nasycam się nią.

Chłonę widoki polnych kwiatów i kołyszących się miarowo kłosów. Przystaję na moment przy kapliczce. Tu święty Idzi schował się w swojej pustelni – wydrążonym pniu drzewa. Tam Matkę Boską ktoś troskliwie schował za szybką i ozdobił kwiatami. Drewniany krzyż niknie w miękkich trawach na poboczu. Bóg jest na wsi blisko ludzi – myślę. Czuwa nad nimi i odpędza zło stróżując ze swoich kapliczek niczym z wież strażniczych; „totemów” słowiańskich, które od pradawnych wieków chroniły ludzi przed nieznanym – czającym poza granicami osiedli ludzkich.

Wracam do domu, a w koszyku brzęczą mi obłe „bączki” – butelki ulubionej ciemnej „Łomży”. Obok sterczą kwiaty polne, chabry, stokrotki i żółte wiechcie nawłoci, kłosy zbóż, oraz gałązki dojrzewającej jarzębiny, bo następnego dnia Matki Boskiej Zielnej. Tradycja nakazuje zanieść do kościoła plony, zioła i rośliny ozdobne w podzięce za urodzajny rok. Myślę sobie, że ten gest wdzięczności utkanej z kwiatów pozwala ludziom nacieszyć się przyrodą i docenić radość z posiadania własnej grządki truskawek, mieczyków czy z samego faktu, że żyją blisko natury i jej kojącego piękna.

Tekst dedykuję rodzicom i dziadkom, którzy od najmłodszych lat uwrażliwiali mnie na piękno otaczającej natury. A także mieszkańcom Stoczka, Wielicznej i Drgicza – za to, że żyjecie harmonii z przyrodą, staracie się ją szanować i nie niszczyć; za życzliwość, kiedy biegnę ulicą zdyszana 🙂 i za uśmiech w sklepie, kiedy wymieniam butelki ulubionej „Łomży”.