Beijing, czyli Północna Stolica wita nas podmuchem dusznego powietrza. Jedno z najstarszych miast na świecie zachowało niewiele pamiątek po świetności imperium, ale nadal zachwyca różnorodnością i odmiennością od znanego nam świata. Z fascynacją poznajemy je od podszewki snując się starymi hutongami i kosztując lokalnej kuchni.
Życie na ulicach Pekinu
Ruch na Dazhalan gęstnieje. Teraz dwuślady przepychają się przez tłumy przechodniów i trąbią. Życie na Dazhalan Zachodniej różni się od wschodniej części znacząco. Czas stanął w miejscu albo wolniutko płynie wąskimi uliczkami, gdzie toczy się codzienność. Nie ma tu turystów, za to mnóstwo jest ludzi, którzy mają coś do załatwienia w maleńkich sklepikach i punktach usługowych. Zgarbiona staruszka z długimi warkoczami kupuje warzywa, a tuż obok, przed sklepem z pędzlami mały Chińczyk odrabia pracę domową pod czujnym okiem mamy. Restauracje stają się mniejsze i po wystroju wnętrza widać, że skierowane są tylko dla lokalnej społeczności. Zakupy można zrobić tu na migi, posługując się kalkulatorem, aby wskazać cenę.
Przed wejściami do restauracji kucharze ustawiają palniki i na głębokim oleju smażą youtiao – długie racuchy, które pęcznieją w oleju. Obok piętrowo ustawione okrągłe tacki z pierożkami nadziewanymi mięsem albo szczypiorkiem parują zachęcająco. Śniadaniowe potrawy serwują tu tylko do około dziewiątej. Są też wielkie misy z jajkami marmurkowymi no i oczywiście napój sojowy albo szklany słoiczek z kwaśnym mlekiem (chin. Suan Nai). Kucharze nawołują przechodniów i zachęcają do zakupu.
Sztuka targowania
Typowe zakupy prawie zawsze są połączone z targowaniem. Jest to standardowa procedura, dlatego warto orientacyjnie wiedzieć, ile kosztuje interesujący nas przedmiot negocjacji. Pomimo, iż czasami cena jest nadrukowana, nie zawsze oznacza ona prawdziwą wartość przedmiotu, która dopiero zamierza wyklarować się podczas negocjacji nabierających wręcz cech groteski. Chińczycy miękną w negocjacjach bardzo szybko, o czym przekonaliśmy się mimochodem. Niewinne pytanie o cenę przedmiotu pociągnęło za sobą cały proces sprzedaży towaru. Typowa scenka ze sklepu wygląda następująco.
Zmęczeni doskwierającym upałem na dworze wchodzimy do klimatyzowanego sklepu z akcesoriami fotograficznymi. Od niechcenia zapytujemy o baterię do naszego aparatu. Jeżeli nie spytalibyśmy o cokolwiek, sprzedawca stałby się bardziej namolny próbując odgadnąć nasze potrzeby konsumenckie. Szybko znajduje się prawdopodobnie oryginalna bateria, na której jest wydrukowana cena 880 CNY.
– To jest ta bateria – stwierdzam z pozornym zainteresowaniem.
– Tak, tak i jest na nią specjalna zniżka dla Ciebie – dopowiada rozentuzjazmowana pracownica sklepu.
Szybko bierze do ręki kalkulator i mnoży 0.85 przez 880 CNY. 15% rabat jest to typowy punk startowy negocjacji. Trzeba przyznać, że 748 CNY to bardzo dobry upust, jednak nie dajmy się zmylić.
– To bardzo dobra cena, ale… – pokiwałem lekko niezadowolony głową – Dziękuję i jeszcze się zastanowię – dodaję po chwili.
– Ok, jaka jest twoja cena? – zapytuje sprzedawczyni widząc moje niezdecydowanie.
Nie odpowiadam i w milczeniu potrząsam głową. Pani z obsługi sklepu widząc, że traci klienta po chwili wystukuje na kalkulatorze 600 CNY.
– Dziękuję za dobrą cenę, ale jeszcze się przejdę do innych sklepów i poszukam z większą pojemnością – spokojnie odpowiadam i sprawdzam kątem oka, czy Pati już się ochłodziła przy klimatyzatorze.
– To jest oryginalna bateria, idealna do twojego aparatu – nie daje za wygraną sprzedawczyni.
Dziękujemy uprzejmie i powoli zamierzamy opuścić sklep. Pracownica widząc to wykrzykuje na cały głos ostateczną cenę i sprawia wrażenie jakby miała w nas cisnąć tą baterią, jeżeli nie zamierzamy jej sami wziąć.
– 500! – wykrzykuje – Moja ostatnia cena!
Wychodzimy lekko rozbawieni ze sklepu. Oczywiście zupełnie inaczej sprawa wygląda, jeżeli sprzedawca ma coś na czym nam naprawdę bardzo zależy. Z obserwacji i na podstawie kilku negocjacji przeprowadzonych w Pekinie możemy powiedzieć, że zazwyczaj cena końcowa jest około 2 razy mniejsza od ceny wywoławczej. Taka cena nie jest jednak idealnym zakupem nawet, jeżeli może się to wydawać mało na naszą europejską kieszeń. W cenie ostatecznej jest jeszcze około 200-300% marży. Gdyby ta bateria faktycznie była oryginalna, powinna być około 40% tańsza niż w Polsce. W przypadku podróbki, a jest to bardzo prawdopodobne, powinno być jeszcze taniej i wynosić około 70 CNY (sprawdzić ceny na Allegro).
Stary hutong
Szare domy przy Dazhalan ciasno ustawione są obok siebie, za to ich wnętrza i podwórza ciągną się daleko wgłąb. Wystarczy skręcić w labirynt uliczek jeszcze węższych, aby zatopić się w prawdziwe, wielce fascynujące życie stolicy. Mieszkają tu głównie starsi ludzie, którzy za dnia zwykli przechadzać się po ulicach w piżamach i kapciach. Całkiem normalną rzeczą jest spluwanie na ulicę poprzedzone hałaśliwym chrząknięciem. Nawyk głośnego pozbywania się śliny praktykowany jest także w restauracjach, z tym że pluje się chusteczkę, a nie na podłogę.
Trudno uwierzyć, że znajdujemy się w ścisłym centrum Pekinu. Zaledwie 1 km stąd żołnierze na baczność strzegą Placu Tiananmen, a wzdłuż deptaku Qianmen Da Jie ustawione są luksusowe butiki o europejskich nazwach. W miarę jak oddalamy się od centrum zabudowa staje się wyższa. Drapacze chmur i wysokie blokowiska to główny krajobraz Pekinu. Stary hutong (nazwa wywodzi się z mongolskiego/mandżurskiego i oznacza w wolnym tłumaczeniu po prostu studnię) w okolicy Dazhalan tkwi tu schowana niczym relikt dawnych czasów.