Tak napisał W.C. I taka jest prawda, że czasami barierą, która dzieli nas od przygody nie są koszty podróży, lecz my sami. Znam ludzi, którzy wyruszali w podróż z biletem w jedną stronę, spali u przypadkowych ludzi, a popularnym środkiem transportu był autostop. Ja do takich nie należę – z wygody i tchórzostwa.  Lodówki też  nie sprzedaję, choć chętnie bym się jej pozbyła. Zamykam dom na klucz i lecę na drugi koniec Ziemi.

Kartka z Podróży

Zanim to jednak nastąpi są trzy rzeczy mieszczące się w moim schemacie przygotowań do wyjazdu: planowanie, pakowanie i pożegnania. To pierwsze jest najprzyjemniejsze – szukanie informacji, odkrywanie ciekawostek, śledzenie blogów, które często czyta się jak dobrą książkę i znaleźć tam można informacje niedostępne w przewodnikach.

Pakowania nie cierpię. Walizka niczym wybebeszony wieloryb i sterta rzeczy, które „koniecznie” trzeba zabrać, bo na pewno się przydadzą. Mistrzem pakowania jest Łukasz, który na godzinę przed przyjazdem taksówki potrafi ogarnąć najpotrzebniejsze rzeczy i jeszcze zmieścić je do podręcznego plecaka. Myślę, że idealnym rozwiązaniem byłyby ubrania liofilizowane.

Pożegnania. W dobie Internetu i w obliczu błyskawicznie rozwijających się technologii łączności trudno mówić o pożegnaniach. Czasami mam wrażenie, że moje pokolenie jest bardziej aktywne on-line niż off-line a o życiu niektórych dowiaduję się najpierw na facebooku, potem osobiście. Dlatego nie żegnam się z nikim. Dlatego piszę tego bloga. Do następnego wpisu!