Kathmandu – między Buddą a Brahmą

Kathmandu to kres naszej ponad miesięcznej podróży przez Azję. Oczarowana tym miejscem z wielkim smutkiem przyjęłam wiadomość o trzęsieniu ziemi, które pochłonęło tysiące ofiar i pogrążyło w gruzach zachwycające zabytki, świątynie i urokliwe miejsca, których trudno szukać na całym świecie.

Kartka-z-Podrozy-Kathmandu (09)

Oczy Buddy

Poranne słońce przebija się przez chmurę dymu unoszącego się z paleniska tuż przed głównym wejściem do stupy. Starcy i dzieci oddają się przedziwnym rytuałom, zupełnie niezrozumiałym dla białego przybysza-obserwatora. Grzechot młynków stapia się z szeptami modlitwy w jednostajny szum. Gołębie wydziobujące rozsypany ryż plączą się pod nogami wiernych. W nozdrzach świdruje zapach kadzideł i wosku z palących się zniczy. Mozaika wrażeń zmysłowych powoli układa się w całość, tworząc niezapomniane doznanie. Taka jest Buddanath stupa.

Ludzie jak cienie snują się wokół białej kopuły wprawiając w ruch wmurowane w ścianę młynki. Dookoła swoje kramy rozstawiają kupcy. Każde miejsce jest dobre na handel, święte tym bardziej. Dziewczyna sprzedaje herbatę, tę nepalską, z mlekiem i przyprawami. Miasto już dawno zbudziło się ze snu. Całkiem niełatwo jest przekroczyć gwarną ulicę, z pędzącymi motorami i motorykszami, aby znaleźć się w tym zacisznym miejscu, na które z ponad wysokiej kopuły spoglądają oczy Buddy.

Żwawa zasuszona staruszka krząta się między łysymi mnichami. Wciska pomięte banknoty do metalowych misek spoczywających w rękach najstarszych. Pochód mnichów okrąża stupę w ciszy. Od najstarszego do najmłodszego, a na samym końcu biała mniszka w skupieniu drepcze omal nie przydeptując długiej szaty. Dym z kadzideł szczypie w oczy. To miejsce jest bez wątpienia święte.

Podążam za kobietą, która jeszcze przed chwilą wciskała banknoty buddyjskim mnichom. Teraz przegarnia tlący się popiół kadzidła. Za chwilę odnajdę ją przy kramie ze zniczami. Czas odcisnął na jej twarzy głębokie bruzdy, ale jej ruchy są energiczne i zdecydowane. Zupełnie nie zwraca na mnie uwagi, kiedy zaczajam się na nią z aparatem, czując lekkie wyrzuty sumienia za to polowanie.To miejsce pełne jest starszych ludzi. Mają czas na modlitwę. Każdy przyszedł tu o coś prosić, lub dziękować.

Chowam się za murem na pierwszym poziomie stupy i siadam na obsypanym wapnem gzymsie, żeby popatrzeć na to magiczne miejsce z góry. Migawka aparatu pstryka raz za razem. Naciskam spust jak wariatka, nie mogąc nasycić się tym nieziemskim obrazem. Sama już nie wiem gdzie skierować obiektyw, tyle się dzieje! Mogłabym przesiedzieć tu cały dzień, ale czas nagli. Jutro złapiemy busa do Najapul skąd wyruszymy na spotkanie z Annapurną, dlatego staram się wykorzystać ten jeden dzień na poznawanie stolicy Nepalu. Odwiedzam ważne dla Nepalczyków miejsca, miejsca modlitwy, albo te istotne ze względu na ich znaczenie historyczne. Następna jest Pashupatinah.

Wieczne wędrowanie

Student zauważa nas już przy bramie. Chudy chłopak o ciemnym spojrzeniu jednym tchem przedstawia nam miejsce, do którego zaraz wkroczymy. Ma tylko kilka minut, żeby zachęcić nas do skorzystania ze swojej usługi. Dużo wie, nie jest nachalny, bierze co łaska. Może chociaż trochę wtajemniczy nas w ten niezrozumiały świat dookoła. Stajemy razem nad brzegiem rzeki. Dym unoszący się ponad stosem drewna i ludzkich szczątków szczypie nas w oczy.  Ktoś narodzi się na nowo. Może jako człowiek, może jako mysz. A jeśli osiągnie nirwanę, nie wróci już nigdy, zgaśnie na zawsze.

Pashupatinah to świątynia poświęcona Śiwie, jednemu z hinduistycznej trójcy (Trimurti), najważniejszemu obok Brahmy i Wisznu. Religia wiąże z tym bogiem ważny aspekt ludzkiego losu – śmierć. Brahma jest stworzycielem, Wisznu ogarnia żyjące istoty, a Shiwa jest niszczycielem który zamyka pewien etap cyklu nieustannego wędrowania, samsary.

Dziś w Nepalu obchodzony jest Dzień Ojca, Kushe Aausi. Ojciec, matka i nauczyciel to osoby, którym należy się szacunek równy bogom. Mówi się, że ojciec to nauczyciel, opiekun i wybawca. Tego dnia rodziny składają ofiary i czczą pamięć swoich zmarłych ojców. Najstarsi synowie noszą białe szaty (symbol żałoby) oraz mają ogolone na łyso głowy. Zebrani nad rzeką wrzucają do niej mieszankę ziaren ryżu i surowych składników.

Kierujemy się w górę zbocza ponad rzeką. Nasz wzrok przyciągają osobliwe postaci – święci mężowie zwani „baba” albo „sadhu”. Sadhu to asceta, który swoje życie podporządkował modlitwie i medytacji, aby dążyć do wyzwolenia. Wyrzeczenie się dóbr doczesnych symbolizuje szata w kolorze szafranu. Sadhu umartwia swe ciało poprzez post, uprawia jogę albo np. stoi całymi dniami na jednej nodze. Życie umilają sobie stosując w niektórych rytuałach konopie. Jeden z najsłynniejszych sadhu to Milk Baba, który w swojej diecie stosuje wyłącznie bawole mleko. Milk Baba jest celebrytą wśród sadhu, gdyż znany jest na całym świecie. Podobno daje wykłady w Stanach Zjednoczonych. O jego popularności może świadczyć fakt, iż ma on swój profil na Facebooku. Co ciekawe, ścieżka życia ascety otwarta jest również dla kobiet. Cechą rozpoznawalną sadhu są długie włosy splecione w dredy, długi zarost oraz ciało pokryte popiołem. Ich twarze i ramiona zdobią żółto-czerwone malunki.

Spadkobiercy Hanumana

Małpom należy się szacunek ze względu na legendę związaną z powstaniem świątyni. Buddyści uzasadnili w niej, dlaczego zwierzę to jest obdarzaną czcią podobnie jak w hinduiźmie. Hinduistycznie szanowane małpy zawdzięczają swoje przywileje, Hanumanowi, niebieskiemu bóstwu o postaci małpy właśnie. Buddyjskie małpy ze Swayanbhunath powstały z wszy gnieżdżących się na głowie Manjushri, istoty mądrości w Buddyźmie. Małpie figle uchodzą na sucho nachalnym i agresywnym ssakom, nawet kiedy siłą wyrywają nam z rąk karton soku, albo herbatnik. Bystre na tyle aby zauważyć, gdzie skrywamy łakocie, ale głupie by taszczyć rozerwany woreczek ryżu przez plac świątyni, gubiąc ziarno jak Grześ piasek w polskim wierszyku.

Ukazane powyżej Kathmandu to miejsce sprzed trzęsienia ziemi w 2015 roku. Mamy nadzieję, że miasto szybko podniesie się z gruzów i niejeden przybysz z dalekich stron zachwyci się nim tak jak my.

Patan Durbar Square

Patan Durbar Square jest kolejnym punktem na mapie Kathmandu, które odwiedzamy tego dnia. Patan Durbar Square to jeden z trzech tego typu obiektów położonych w Dolinie Kathmandu. Każdy z nich zapisany jest na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Durbar Square jest pojęciem stosowanym do nazwania terenu otaczającego pałac królewski. Nepal przed zjednoczeniem składał się z kilku królestw, a świadectwem ich istnienia są właśnie Patan Durbar Square, Kathmandu Durbar Square i Bhaktapur Durbar Square.

Współcześnie cały Patan Durbar Square funkcjonuje jak skansen. Zarówno ściany pałacu, świątyń (z wyjątkiem Krishna Mandir) jak i powierzchnia placu zbudowane są z czerwonej cegły. Najważniejszym budynkiem jest Krishna Mandir – świątynia poświęcona Krishnie, zbudowana na polecenie samego bóstwa, które ukazało się królowi Siddhinarasimh Malla. Innym charakterystycznym budynkiem jest świątynia poświęcoca Shiwie – Vishwanath Temple. Wejścia do świątyni strzegą dwa posągi słoni, zaś podparcie dachu stanowią rzeźby postaci w erotycznych pozach, podobnych to tych spotykanych w innych świątyniach Shiwy na terenie Indii.

Kartka-z-Podrozy-Kathmandu (24)

Nasze wędrówki po Kathmandu kończymy w dzielnicy Thamel. Tu znajduje się swoiste centrum turystyczne – hostele, hotele i agencje turystyczne, które organizują wyprawy w Himalaje. Dla mnie Thamel to także jeden wielki „India Shop” – miejsce handlu ubraniami, pamiątkami i biżuterią nepalską. Przepiękne kolorowe stroje sprzedawane w hurcie i detalu kuszą, więc zaopatruję się w hippisowski, bajecznie kolorowy płaszcz na polarze i turkusowe kolczyki. Komu brakuje sprzętu lub ubioru na himalajską wyprawę, może zakupić wszelkie utensylia właśnie na Thamelu. Należy tylko uważać na podróbki.

Po zakończonym zwiedzaniu najlepiej wypocząć nad talerzem momo, na tarasie z widokiem na całą dzielnicę, tłoczną i ruchliwą aż do późnych godzin nocnych.

Poczytaj więcej na blogu o całej wyprawie Azja Express.

Komentarze

6 odpowiedzi

  1. Szczerze mówiąc oglądanie zdjęć z Katmandu mi się nie nudzi. Za każdym razem przepełnia mnie zachwyt nad pięknem ludzi i wspaniałą architekturą.
    Chciałabym kiedyś się tam wybrać, ale wciąż jest to dla mnie zbyt odległa, przede wszystkim finansowo, destynacja. Ale kto wie, może w końcu uda się spełnić to podróżnicze i górskie marzenie?

  2. Trudno jest opisać to co ludzie tam przeżyli. Nieważne, że trafiło na mocnych duchem i siłą walki. Zastanawiam się jak poradziliby sobie ludzie w Europie, choć nie chcę tego doświadczać.
    Kraina Buddy… to tam można czerpać energię, odebrać nauki wyciszenia. To miejsce na przemyślenia i wystawienie sobie rachunku. Co mam, czego mi brakuje, a może nawet w którym iść kierunku…

  3. Ładnie tam, choć najchętniej wybrałbym się do Bhutanu, ale tam to dopiero trzeba mieć dużo kasy… Na dziś dzień klimat buddyjskich Himalajów obserwowaliśmy w Ladakh w Indiach i było super:-). Powodzenia w dalszej wyprawie!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *