Wiatraki i frytki

Brightlingsea to jedno z wielu zapomnianych miejsc, gdzie większość mieszkańców prawie dorównuje wiekiem posępnym romańskim kościołom. To miejsce, gdzie po raz pierwszy zobaczyłem znak drogowy ostrzegający przed przechadzającymi się tu i ówdzie starszymi ludźmi. Co powoduje, że to jedno w wielu miasteczek portowych we wschodnim Essex zasługuje na szczególną uwagę? Nie tak zupełnie dawno temu w okolicy Harwich powstała koncepcja budowy farmy wiatrowej na wodzie. Projekt został zrealizowany przez duńską firmę DONG Energy, a już dziś produkująca energię elektryczną farma wiatrowa nazywa się Gunfleet Sands. Taki wielkoskalowy projekt ożywił lekko gospodarkę tego regionu. Nowe miejsca pracy przyczyniły się do napływu młodych ludzi do Brightlingsea, gdzie mieści się biuro i serwis farmy Gunfleet Sands Offshore Wind Farm.

Miasteczko jest popularne, między innymi, ze starej i zabytkowej architektury. Większość budynków pamięta jeszcze przedwojenne czasy. Rysy na najmniejszej nawet cegle, jak linie na dłoni, są w stanie opowiedzieć nam historię tego miejsca. Jak to przystało na prawdziwe miasteczko portowe, większość ludzi tu mieszkających jest związana z morzem. Ktoś z rodziny jest rybakiem, skipperem na statku, czy też pracuje w obsłudze portowej. Kto jeszcze nie wie, że praca na morzu jest okrutnie ciężka i nie dla każdego, niech przyjedzie tutaj i przekona się na własnej skórze.

Nie ma nic lepszego jak fish & chips lub konkretny burger po ciężkim dniu pracy na otwartym morzu. Do tego jeszcze wykrzywiające ryja piwo w małym pubie mieszczącym się w suterenie, gdzie gwar i śmiechy słychać do późnych godzin wieczornych. Po kilku dniach żywienia się nasyconym tłuszczem jedzeniem, mam tu na myśli wszelkiego rodzaju kiełbasy, jajka na bekonie, burgery, ryby ociekające tłuszczem i frytki, poczułem ducha tego miejsca. Do każdego posiłku oczywiście jedno w wielu lokalnych piw, których nazwy nie jestem sobie w stanie przypomnieć nawet przy użyciu hipnozy. Szczególnie zachęcam do przyjazdu w te okolice smakoszy różnego rodzaju piwa angielskiego (ang. ale). Jest tu tego naprawdę dużo i trzeba poświęcić kilka długich wieczorów, żeby przebrnąć przez najbardziej popularne. Nie jest rzadkością trafić do lokalu, gdzie owy eliksir młodości leje się jeszcze z tradycyjnej angielskiej ręcznej pompy.

Poza pracą na morzu w Brightlingsea jest również czas na wypoczynek. W samym miasteczku znajdują się aż dwa kluby jachtowe skupiające miłośników żeglowania. Miasteczko posiada małą plażę, gdzie w ciepłe letnie dni można spotkać gromadki kąpiących się lub łowiących kraby dzieci. Starsi ludzie natomiast wystawiają leżaki z małych kolorowych domków i skąpani w słońcu trwają w tym błogostanie. Wzdłuż głównego deptaku jest szereg ciasno ustawionych domków plażowych tak małych, że mieści się tam krzesło, wieszak na ręcznik, półka na ulubioną książkę i krem do opalania, oraz kuchenka z małym czajnikiem na filiżankę herbaty.

(fot. John Buchan)

Rozmawiałem kiedyś z Johnem, jednym z techników pracujących przy obsłudze farmy wiatrowej, o tym zjawiskowym miejscu. On sam spędził w Brightlingsea całe swoje dzieciństwo. Opowiadał, że jako mały chłopiec szczytem odwagi było przebiegnąć po wszystkich dachach i nie być strąconym przez nisko latające laski zezłoszczonych i przeważnie starszych właścicieli. Same domki są już bardzo stare i należało uważać, żeby przypadkiem noga nie zaklinowała się zapadniętej pod ciężarem ciała desce. John śmiał się również, że nie jest łatwo nabyć jakikolwiek z takowych domków, gdyż przekazywane są z pokolenia na pokolenie, a lista chętnych stale rośnie.

Jeżeli kiedyś uda Ci się trafić do tego spokojnego miasteczka choć na jeden dzień, z czystym sercem mogę polecić Scooby Snax. Jest to lokal gdzie, według wielu miejscowych, serwują najlepsze fish & chips w mieście. Osobiście sprawdziłem i myślę, że nie tylko w samym mieście, ale i w okolicy. Ryba jest zawsze świeża, chrupiąca i podana z największą pieczołowitością. Już w Christchurch polubiłem to połączenie ociekającej tłuszczem ryby w panierce z frytkami, które jest uznane przez wielu za esencję niezdrowego jedzenia. Tutaj to właśnie można posmakować tego dania w czystej doskonałości.

Komentarze

10 odpowiedzi

    1. Na Lower Park Road mieści się wyjątkowa w swoim rodzaju knajpka The Railway Tavern. Spotykają się tam lokalni po całym ciężkim dniu pracy na morzu. Kiedy wszedłem tam za pierwszym razem wszystkie spojrzenia powędrowały w moim kierunku i zapanowała niezręczna cisza. Bardzo hermetyczne miejsce. (-:,

  1. To jest niegłupi pomysł z farmami wiatrowymi na wodzie. Nie traci się terenu a poza tym nie trzeba wykupywać gruntów pod wiatraki (oszczędność). A swoją drogą interesuje mnie jak wygląda znak „uwaga na starszych” – pewnie jest laseczka. 😉

  2. Szkoda, że nie wrzuciliście zdjęć tych domków plażowych, bo mnie bardzo zaintrygowały! Mówią, że starość nie radość, a tu proszę: leżaczki, herbatka… 🙂

        1. Ładne zdjęcie wybrałaś. Być może tam jeszcze pojadę i spróbuję je uchwycić w równie ciekawy sposób. (-:,

          Oj tak, cały wyjazd do Tajlandii też przepadł na lotnisku w Bangkoku. Mnie się długo aparaty nie trzymają. )-:,

  3. Wielką Brytanię znam bardzo słabo, a East Sussex zupełnie nie ogarniam, więc i o tej miejscowości po raz pierwszy słysze. A wydaje się całkiem interesująca, więc jak już dam kolejną szansę Anglii postaram sie tam wybrać!

    1. Aktualnie miejsce zmieniło nazwę na Johnny Mac’s Plaice, ale nadal znajduje się na 1-3 Church Road w Brightlingsea. Sprawdzałem dorsza i jest chyba jeszcze lepszy po przemianowaniu miejsca. (-:,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *